8 marca, Dzień Kobiet i kolejna edycja
Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu. Dzień zapowiadał się cudowanie. Noc
nieprzespana - oglądałem jakiś durny film, dodatkowo Zbyszek sypnął
garścią “radosnych” informacji z trasy. Dobranoc :)
Rano pobudka o 5:20 - 5:30 jedziemy z teściem na giełdę po kwiaty dla
naszych Pań. Wyspany więc na max’a szykuję się do zawodów. Huskobus
zajechał 8:25 i ekipa (Iza, Gosia, Jacek i Ja z psiakami) śmigamy do
Sulmina.
Zajeżdżamy pod Fundację Pies Szuka Domu, która gościła nas na tych
zawodach, a tu samochodów, że końca nie widać. Szok !!! Ile ludzi. Poza
stałymi bywalcami zawodów pojawili się też wolontariusze, którzy na
trasę wyszli z psami z Fundacji. Padł rekord frekwencji - ok. 130
zapisanych ekip. Kolejny Szok !!!. Zaparkowaliśmy, gdzieś far, far away i
od razu przebraliśmy się na sportowo. Nie będziemy wracać do
samochodu.
Zapisaliśmy się, czas opracować plan działania. Mazaki poszły w ruch
trasa zaznaczona. Konkurencja też spora. Na Longu męskim 5 osób -
ostatecznie 4. Osobiście zapowiedziałem sobie osobisty, mały rewanż za
Pelplin, gdzie przegrałem z Piotrem o 7 min.
W Sforze z psami ze schroniska wystartowały nasze koleżanki a
Akademii Biegania: Iwona, Kalina i Zuza. Wielkie dzięki za wyprowadzenie
psiaków z Fundacji na spacer. Oby więcej takich usportowionych
wolontariuszy.
Na placu pełne zamieszanie, nagle wszyscy ruszają, ale jakoś tak
spacerkiem, bez szaleństw. Jak się później okazało strusie pędziwiatry
wystartowały tak szybko, że ich nawet nie zobaczyliśmy i ogólnie ta
wędrówka ludów to już był START, HELO !!! SFORA STARTUJEMY.
Wąska droga, pełno psów, przebijamy się powoli do przodu. Uwaga
niespodzianka. Na pigtrekkingu Raćka. Lupus odpalił program
zainteresowanie - i bardzo trudno było nam się rozstać z różowym
zawodnikiem.
Ale się udało, inaczej było z Piorunem, który odpalił program
mordercy :) Uspokojenie go zajęło trochę czasu. Super mamy tak na oko 10
min. w plecy.
fot. Karolina Laskowska
Na pierwszy ogień poszły pkt. na wsch. Zaczęliśmy od 7, dalej 6, 5,
4. Po i na drodze spotykamy sporo znajomych, jak i nowych twarzy.
Biegnie się bardzo przyjemnie, bo i pogoda sprzyjała, ciepło i
słonecznie, czasami tylko zawiało. Pogodynka Olga zamówiła wspaniałą
aurę na dogtrekking. Przy 8 spotykamy Łukasza i już w sumie biegniemy
razem. Na 9 Łukasz wybrał trochę bardziej hardcorową trasę przez las na
azymut, my pobiegliśmy ścieżką. Po drodze wypada wpadamy na Krzyśka
Trafalskiego, który wybiegał z 9. Przy pkt. ponowne spotkanie CSK na
fali i Sfory. Tempo zaczęło się robić bardzo fajne, jak nie ja to Łukasz
z przodu. Za nami Jacek i Iza. Nakręcając się wspólnie wyrwaliśmy z
Łukasze zastawiając resztę Sfory za nami. Zbiegamy do Raduni i po chwili
jesteśmy przy pkt. 13. Pkt przy wodzie, daliśmy więc psiakom możliwość
kąpieli, oczywiście wpadłem w poślizg i but też był mokry ;) Super!!!
Izy i Jacka nie widać, ruszamy dalej. Po drodze do 14 spotykamy kilku
zawodników w mida, którzy atakowali trasę od zach. Wśród nich Michał, a
kilkanaście metrów za nim Kaśka. Przebijamy się dalej, ścieżka wąska i
niebezpieczna. Ale udało się bez problemów dotrzeć do pkt 14.
Przechodzimy na drugą stronę Raduni i drogą do Ziaji, a dalej w las.
Tutaj postanowiłem trochę zwolnić, tempo z mida nie jest dobrym
rozwiązaniem na trasę long - mam do zrobienia jeszcze kilka, no może
kilkanaście km ;) Łukasz poleciał, za nim męski duet z 1 psem i dalej
ja. Widzę Łukasz leci, o jest i 12. Pkt odbity biegniemy z Lupkiem dalej
- witaj traso long. Biorę tel. i widzę, że dzwonił Jacek. Dzwonię, nie
odbiera, piszę więc sms’a, że jestem na 12. Za chwilę dzwonek - Jacek,
właśnie przeszli Radunie. Mam też info, że na 14 spotkali Piotra. Jest
za mną, niemożliwe, ale fajnie, mam przewagę. “Tylko jej nie zmarnuj”.
Wypadam na asfaltówką i truchtem zmierzamy do Łapina, a dalej pn stroną
wzdłuż jeziora do pkt. 15. W tzw. międzyczasie, między 12, a 15 dzwoni
Łukasz - i pyta czy była 12. W lekkim szoku mówię, że była. Przecież
widziałem go jak był przy 12. Nie odbił i zdecydował, że wraca. Możecie o
tym przeczytać tutaj http://runawaysportblog.wordpress.com/
Po drodze nie było wyjścia i trzeba było zrobić kolejny postój na
kąpiel. Lupek wyglądał jak smok wawelski po zjedzeniu “owieczki
niespodzianki” i chciał opróżnić całe Jezioro Łapińskie :)
Po przerwie bezproblemowo dopadliśmy pkt. 15. Następnie trzeba było
wdrapać się pod górę i labiryntem przedostać się miedzy domkami do
głównej drogi. Na tapecie pkt.18. Początkowo trasa była ok. ale nagle
ścieżka się zdematerializowała, trochę tak na czuja wzdłuż cieku, potem
trochę jakąś ścieżką i jestem na drodze. Ogarniam mapę, wiem dokładnie
gdzie jestem, idziemy w las. A tu tel. od szefa, chwila rozmowy i lekka
dezorientacja w terenie, dodatkowo powstały nowe obiekty, zabudowania
nienaniesione na mapę. Szukam 18, ścieżki jakoś się nie zgadzają. Wracam
najdę pkt. od zach. Jak pomyślał ta zrobił i załatwił sprawę ;)
Oczywiście ciągle czuję oddech Piotra na plecach. Lecę w kierunku 17. Po
drodze w błocie widzę odciśnięte ślady świeżych psich łap. Czyli był
już tu ktoś z longa, super ;) Idę dalej, a tu nagle dogtrekkigowiec
Mariusz z Matrosem. Jak się okazało robił trasę od drugiej strony i
spędził sporo czasu na 17, jakieś 1,5 h. Nakierowaliśmy się wzajemnie na
pkt. i poszliśmy dalej. Może to były ich ślady, jest nadzieja.
Znalezienie 17 trochę mi zajęło, ok. 10 min. Zaliczyłem na początku nie
tą górkę co trzeba, ale następna była już właściwa, przez chaszcze
dotarłem do płotu, dalej kawałek w wzdłuż i jest 17. Kamień z serca.
Teraz pkt 16 . Trochę na azymut, ale dotarłem. Kolejny pkt. na karcie. I
tutaj drobny błąd nawigacyjny. No może nie błąd tylko wybrany
niewłaściwy wariant. Zamiast wracać przez Łapino wyprałem trasę przez
Małą Przyjaźń. I tak, jak droga do Przyjaźni była ok. to dalej to już
totalna masakra. Ścieżki nie istniały po lesie tylko jeżyny, nogi
poharatane, krew się leje.
fot. Zbigniew Skupiński
Dodatkowo wszystko pogrodzone. Bomba !!! Pomyślałem sobie, że na tą trasę najlepszy byłby strój Master Chief’a z Halo.
Zbyszek to miał fantazję - układając tą trasę. Dodatkowo ubzdurałem
sobie, że long ma limit 6 h. W końcu dotarłem na jakość ścieżkę. OK wiem
gdzie jestem. Idziemy przez jakieś pole. I nagle jest K…. dookoła płot.
Lupek trochę cięższy do Velka, więc przerzucanie go przez górą będzie
trudne. Ale na szczęście udało się przedostać pod. Jest cywilizacja i
poza płotami jest i asfalt.
Poharatane nogi, i przedzieranie się dawały już znać o sobie, i co chwilę pojawiały się objawy skurczy.
na zdjęciu wersja light obrażeń :)
fot. Zbigniew Skupiński
Nie pomógł do końca shot magnezowy, ale na pewno nie zaszkodził.
Biegnę sobie asfaltem w oddali widzę chyba jakiś dogtrekkigowców.
Okazało się, że to Iza z Jackiem, spotykamy się przy 11, zaparkowanej na
górce otoczonej przez moje ulubione chaszcze. Iza z Jackiem zeszli z
trasy, odezwały się kontuzje. Chwilę pogadaliśmy i ruszyłem dalej. Od
10 leciałem razem z wesołą ekipą dziewczyn z mida, Pkt. 2 polana za
mostkiem, była oczywiście przed mostkiem :) Dalej już prosta trasa do
grobowca i na metę. Wpadam i pierwsze pytanie ile byłem po Piotrze, a
Zbyszek pyta: Jakim Piotrze?
Jest udało się !!! Teraz mogę paść :)
fot. Zbigniew Skupiński
Po jakiś 15 min. ma mecie pojawia się Iza z Jackiem,
fot. Zbigniew Skupiński
a po kolejnych 15 na metę wpada Piotr.
fot. Zbigniew Skupiński
Sprawa 3 miejsca na longu i 1 u kobiet nie jest rozstrzygnięta. Na
trasie są jeszcze dwie osoby, ale nie wiadomo, czy zmieszczą się w
czasie i czy będą mieli wszystkie pkt. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy,
pomogliśmy posprzątać po imprezie i nagle jest, pojawił się Mariusz.
Okazało się, że nie zdobył wszystkich pkt. i tym sposobem Jacek stanął
na pudle na 3 miejscu.
A Iza była pierwsza, jej rywalka Joanna zeszła z trasy.
Impreza, jak zawsze perfekcyjnie przygotowana. Olga zamówiła pogodę,
o której można było marzyć. Zbyszek ułożył rewelacyjną trasę, no może
przy longu poniosła go fantazja:), ale było super. Na żadnych zawodach
nie byłem tak styrany, no może tylko po słońcu w Wagańcu, i pocięty, ale
najważniejsze szczęśliwy !!!
Co tu dużo mówić WARTO BYŁO.
Udało się skończyłem pisać przed 2 odcinkiem Sherlocka ;)
I jeszcze mapa z trasą - wyszło coś ok. 37-38 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz