poniedziałek, 1 lipca 2013

PELPLIN - RELACJA Z ZAWODÓW. 7 MINUT I POKRZYWY

29 czerwca 2013 kolejne zawody Polskiej Ligi Dogtrekkingu i Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu. Jedziemy do Pelplina. Obawy przed startem są, bo oglądałem film nagrany przez Zbyszka z rozstawiania punktów :) Będzie wesoło. 
Razem z rodzinką zapakowaliśmy się w Gdańsku do samochodu Lupus tez na pokładzie, bez niego to nie dogtrekking, po drodze zgarnęliśmy Pioruna, z którym miałem wystartować pod nieobecność Izy. 
Dojechaliśmy "piorunem" :), więc pod Biedronką w Pelplinie mieliśmy cały parking dla siebie. Czasu też było sporo, postanowiliśmy więc zwiedzić Pelplin.  
Na przodzie Marek, a za nim my: Ola z Lupkiem i Ja z Piorunem, maszerowaliśmy w kierunku Zajazdu "SOLECKIEGO" na deser (lody) przed startem. Spacerując wzbudzaliśmy olbrzymie zainteresowanie naszymi wspaniałymi psami. Po dojściu do zajazdu okazało się, że nie będzie nam dane zjeść deseru, ponieważ w zajeździe organizowana był 18-tka. Trudno wracamy, po drodze mijaliśmy cukiernie, więc tam zajdziemy. Zdobyliśmy też uznanie w oczach mieszkańców Pelplina, kiedy Marek posprzątał po Lupusie:) Tubylec powiedział: - Możecie być wzorem dla właścicieli psów w Pelplinie. Po drodze rozmową zabawił nas inny mieszkaniec, który nic nie wiedział o zawodach w Pelplinie. Dotarliśmy do cukierni. Zalięliśmy stolik, zamówiliśmy lody dla Marka, a Ola i ja spróbowaliśmy wspaniałych wypieków, szarlotki na ciepło i sernika domowego - PALCE LIZAĆ !!!
Czas na reklamę:
Cukiernia K.Ratz, Pelplin, ul. A. Mickiewicza 13  - SFORA SUCHANINO POLECA
fot. Aleksandra Marcinko
Psiakom też serniczek smakował.

Siedząc widzieliśmy kolejnych zawodników udających się na miejsce startu. Pojawiła się też Kamilla z Amelką i Maćkiem i Kiką oczywiście. 
Spojrzenie na zegarek, zbliża się 16:00 a Long miał wystartować 1 h wcześniej. Więc idziemy. Na miejscu okazał się, że biuro zawodów jeszcze w powijakach, więc wcześniejszego startu nie będzie. O to wrócę z LONG'a w ciemnościach :)

Tak, czy siak należy się przygotować. Poprzebieraliśmy się w stroje firmowe, plecami spakowane. Część zawodników przeprowadzała rozgrzewkę, lub trenowała przed castingiem do kolejnego BATMAN'a
fot. Anna Michalska

Czas się odprawić. I tu sprawa załatwiona "pędzikiem" ale co to, mapa bez punktów i nagle poruszenie i zamieszanie. Zbyszek rozwiesił mapę z punktami na dmuchanej bramce startowej. Mapa przerysowana, idziemy do samochodu zweryfikować, czy wszyscy mają punkty we właściwych miejscach i wyznaczyć trasę.

fot. Anna Michalska
Jeszcze szybka odprawa na której Zbyszek postraszył nas trochę :)
fot. zakładam, że Monika Skupińska

Zbliża się 17:30, plan opracowany, plecak z latarką i wodą jest, przekąska jest, kompas jest, jakiś cieplejszy męski  fatałaszek jest,  Piorun skoncentrowany. Idziemy na start.

Iiiiiiiiii ruszamy. Na potrzeby fotograficzne pobiegłem prosto. 
fot. Anna Michalska
 fot. Zbigniew Skupiński
fot. Anna Michalska
Fotoreporterzy zadowoleni, więc dobijamy w lewo w kierunku Biedronki. Dalej przez Osiedle Młodych i mamy obwodnicę Pelplina, a za nią pierwszy punkt przy przepompowni. Docieramy na miejsce, na szczęście z przodu peletonu, bo do mazaczka kolejka jak za bananami w PRL'u. Podpisany lecimy dalej. Do kolejnego długa prosta przez przez łąki prze pola. Zaczął się las więc z Piorunem odbiliśmy w lewo i docieramy do kolejnego punktu. Ale chwila przy punkcie jest woda. A wiadomo, że woda przyciąga Pioruny. Mamy więc 1 pit-stop. Podwozie wymyte ruszamy dalej, trochę przyspieszamy, bo trzeba nadrobić . Lecimy przez polanę do pkt. 5, a tam już pierwsza grupa wypada z  Andrzejem, Tymonem i Nirą w środku stawki. Punkt zaliczony lecimy dalej. Zamiast ścieżką wybraliśmy, dogoniłem Andrzeja i Tymona, przejście wzdłuż rzeki, co się opłaciło ponieważ znaleźliśmy dogodne miejsce do przeprawy prze "bagienko i blotko". Z tego, co wiem i widziałem nie wszystkim się poszczęściło. 5 zaliczona. Teraz 6 i 7. Po drodze rozstajemy się a Andrzejem, który z synem wybrał trasę przez 4. Po drodze mijam ekipę blue t-shirts, czyli Dogosfore, dopadam 6, do 7 rzut beretem. Tu spotkanie z Ozyrysem i "wypożyczonym" maszerem z rodziną. Do 4 też nie daleko, po drodze kolejne spotkanie z Andrzejem. Jest i 4. Krótka przebieżka i jesteśmy w okolicy 8 pkt. Tu spotykamy tubylca, który woła - Z psami pobiegli prosto. 
To śmigamy, po drodze spotkanie z spotkanie z zawodniczką z MID'a i górka - nietypowe ukształtowanie terenu dla tej mapy, ale wypatrzone przez Zbyszka. 8 zapisane na mapie lecimy dalej.
To był początek samotnego biegu z Piorunem i walka z własnymi słabościami i postawionym celem. Dać radę w 4 h. Jak na razie wszytko szło/biegło zgodnie z planem, punkty planowo zaliczone. Kolejny cel 12, odnaleziona bez problemu, a pilnowana była przez parkę zakochanych. Miał kto mi zdjęcie zrobić - ale nie wyszło :) Po 12 była 14 i to był chyba najdłuższy odcinek miedzy punktami. Pot się leje z czoła, ale lecimy. Dopadam do 14 chcę ją podbić i .... - O w mordę, zajebiście. Pot rozmył zapisane na mapie zdobyte pkt. Zostały kolorowe plamki i resztki zapisu. No dobra, poza zapisem, zacząłem robić zdjęcia pkt. - tak na wszelki wypadek. Chwila odpoczynku, telefon do rodziny z pytaniem, jak im idzie. Sam pełen optymizmu mówię, że w takim tempie to ja niedługo będę na mecie. Po 14, 15 i 16 szybko zaliczone. Przy 16 stoję i mówię sobie - to musi być tutaj, ale gdzie pkt. Jak to gdzie - za tobą ty ślepowronie:) Na tapecie 9. Zbyszek mówił, że z tym pkt jest coś nie tak, więc tak się do niego zabrałem. Ale udało się go ekspresowo znaleźć, jedynym mankamentem była armia komarów, która chciała zawrzeć ze mną "pakt krwi", co bez mojej zgody  i ochoty oczywiście uczyniła. Piorun zaliczył przy 9 ekspresowe spa, uzupełnił płyny - lecimy dalej. I zaczęło się droga przez mękę, stracone 7 min:), masakra. 
Wychodząc z 9 w kierunku mostu, popełniłem błąd nawigacyjny. Nie pytajcie jak i dlaczego, ale poszedłem na wschód zamiast na południe i do tego na szagę. Wpakowałem się w mega bagno i pole największą plantację pokrzyw jaką w życiu widziałem. Zamiast zawrócić parłem do przodu, co chwilę but zostawał w błocie, a o kuracji antyreumatycznej nie wspomnę, tzn. wspomnę ale na końcu.  Kierowany instynktem przetrwania, a nie rozumem:) parłem dalej i dalej i dopadłem dukt. Ok - o droga do rzeki i mostu. Jak się myliłem. Biegnę i nic się nie zgadza. Telefon, dzwoni Ola. - Kiedy będziesz. - Niedługo :) idę do mostu. - My jesteśmy już na mecie i na Ciebie czekamy. -Super ... . Ja tu gadu-gadu, a na horyzoncie zbliża się człowiek, anawet dwa człowieki z psami. Magda z Kraksą i Żubrem i Pamela z Dimo. Jak powiedziały, że idą od 12, rozwiały wszystkie wątpliwości co do mojego położenia tego na mapie i nie tylko. Zmarnowany kawał czasu i kawał drogi nadłożony. Ale nie ma tu tamto - lecimy. Szybki posiłek regeneracyjny, dodał energii. Na mapie już się wszystko zgadza:) Jest i most. Za mostkiem dobra droga, zachodzące słoneczko. Wszystko pięknie. Zgodnie z zaplanowana trasa powinienem odbić w lewo do strumyka. Strumyk, wg. informacji kolegi fotoreportera z Pelplina do przeskoczenia. Super. Na drodze pole, rośnie zboże, poczekam  aż nie będzie mnie widać z domu. Po drodze zobaczyłem ślad innej odważnej osoby która postanowiła się tedy przebijać. Co robimy z Piorunem. Lecimy. Buszujący w zbożu zaliczeni wypadamy na łąkę, a tam spaceruje dopalasz. Sarenka. Cel namierzony - Piorun odpalony. Lecę bo chcę, a raczej nie mam wyboru. Na szczęście zwierzyna wpada w kamuflaż i doprowadziliśmy się do porządku. Dochodzimy do strumyczka,  ładny mi strumyczek i bynajmniej nie płynie z wolna. Zanim podjąłem decyzję, a raczej ją zaakceptowałem Piorun już pływał. Postanowiłem więc sprawdzić recenzję moich butów do biegania w terenie i czy rzeczywiście dobrze odprowadzają wodę. Odprowadzają dobrze. Wdrapałem się na drugi brzeg i załamka. Kolej pole,  nie wiem co to było, ale bez maczety nie podchodź. Ale co my nie damy rady, pewnie że damy. Piorun naprzód. (tu jakaś kilkunasto minutowa część trasy, która nie przeszła cenzury). Daliśmy radę, wypadliśmy na łąkę idąc pseudo ścieżką. Po drodze kolejną wodną przeprawę, mniej przyjemną niż w strumieniu. Ale Piorun był szczęśliwy. I dopadliśmy właściwą drogę do 10. Punkt zaliczony i  został ostatni 11. Zdobyty pędzikiem. W oddali słychać już młodzieżową imprezę religijną pod katedrą. Jeszcze w miarę jasno, latarki nie potrzeba - więc jest sukces. Czas też całkiem niezły. Przy obwodnicy mięśnie już poczuły, że zbliża się koniec i zaczął mnie łapać skurcz. Awaria na szczęście szybko zażegnana dzięki kilku ćwiczeniom. 

Jest meta. Dotarliśmy. 
fot. Zbigniew Skupiński

Przywitało mnie hasło: "Zawsze drugi". Przyzwyczajony :), pogodziłem się szybko, ale potem cios, ale            i sukces. - Zabrakło ci 7 min - mówi Grzegorz. 

 fot. Zbigniew Skupiński
fot. Zbigniew Skupiński
7 MINUT - wiedziałem, gdzie je straciłem.

Ogólnie trasa ok. 28 km - 4:17 - życiowy sukces.



Marek wrócił do domu z Amelką i jej rodzicami, na mnie czekała Ola. Po szybkim ogarnięciu wróciliśmy do domu, oddaliśmy Pioruna. I ...

I rozpoczął się ostatni akt dramatu. Po kąpieli, kiedy chciałem położyć się spać przypomniała o sobie kuracja antyreumatyczna. Poparzone przez pokrzywy nogi nie pozwoliły zasnąć, i miotałem się z lewej na prawą, do łazienki, do pokoju. Fenistil nie pomagał. Z pomocą ok 4:00 nad ranem, kiedy na AXN wystartował program promocyjny, przyszedł doktor Google. Ukojeniem okazały się kompresy z rozpuszczonej w wodzie sodzie oczyszczonej. POLECAM DZIAŁA. Padłem gdzieś w okolicy 6, a przed 9 pobudka. 

Podsumowując 
Plan prawie zrealizowany. Standardowo zawsze drugi - zaliczone, czas okolice 4 godz. zaliczone.

Czekam już na następną imprezę. 
WIELKIE DZIĘKI DLA ORGANIZATORÓW za kolejną rewelacyjnie przygotowane zawody i miłą atmosferę.ZBYSZKU, SPECJALNE PODZIĘKOWANIA DLA CIEBIE, za przygotowaną trasę, mogłem na niej, jako początkujący biegacz powalczyć ze swoimi słabościami. WIELKIE DZIĘKI I BUZIAKI DLA MOJEJ RODZINKI OLI I MARKA, którzy wystartowali z Lupusem w kat. rodzinnej. PODZIĘKOWANIA DLA POZOSTAŁYCH DRUŻYN SFORY SUCHANINO ( KAMILLI I AMELKI oraz ANDRZEJA I TYMONA) i dla MAĆKA, który wspierał nas duchem zwiedzając okolicę na rowerze. 

W TYCH ZAWODACH SFORA SUCHANINO PROPAGOWAŁA DOGTREKKING WŚRÓD DZIECI. W KAT. RODZINNEJ WYSTARTOWAŁY 3 DRUŻYNY I W KAŻDEJ BYŁ JUNIOR / JUNIORKA. 
 Kamilla i Amelka z Kiką
fot. Zbigniew Skupiński 
 Andrzej z Tymonem i Nirą
fot. Anna Michalska 
Ola z Markiem i Lupusem
fot. Anna Michalska

Paweł Marcinko  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz