Kolejne zawody Polskiej Ligi Dogtrekkingu odbyły się w Przypuście nad Wisłą. Wyjazd potraktowaliśmy jako wakacyjny weekendowy wypad za miasto i naszą wyprawę rozpoczęliśmy już w piątek. W składzie Ola, Kamilla, Amelka, Marek, Maciek i Paweł z psiakami Kiką i Lupusem dotarliśmy do zarezerwowanego wcześniej noclegu w gospodarstwie agroturystycznym "Nad Wisłą". Wcześniejsza rezerwacja okazała się strzałem w 10, ponieważ chętnych na nocleg było więcej w późniejszym terminie.
Następnego dnia dotarła pozostała część Sfory. Debiutująca Dominika z Orientem, Iza z Piorunem, Gosia z Bafi oraz Jacek z Rudym, a to oznaczało, że na zawody w Przypuście wystawiliśmy pokaźną 7 drużynową ekipę.
Start i meta zawodów zlokalizowane były przy zabytkowym kościółku w Przypuście z 1321 r. Tutaj wszyscy zawodnicy otrzymywali mapy, samodzielnie nanosili punkty kontrolne, planowali trasę. Na szczęście kościół, jak i okoliczne drzewa zapewniały dużo cienia, co umilało czas przed startem w ten upalny, słoneczny dzień. Start zawodów przewidziany był na godz. 12:00, co spowodowane było koniecznością przeprawienia się prze Wisłę, a ostatni kurs prom robił o godz. 18:00. Musieliśmy więc do tego czasu zdążyć przebyć całą trasę.
SFORA przed startem
O godz. 12:00 wystartowaliśmy na dwa pierwsze rozruchowo - honorowe pkt. Pierwszy zlokalizowany był niedaleko kościoła przy kapliczce, kolejny na promie w Nieszawie. Nad Wisłą zarówno zawodnicy jaki i psiaki mogły skorzystać z chłodzenia w Wiśle. Kiedy wszyscy zawodnicy przeprawili się na drugą stronę rzeki Grzegorz wystartował zawody.
I wystartowaliśmy. Połowa zawodników poleciała na PN w kierunku pkt. 4. Razem z Izą trzymaliśmy się pod koniec stawki, w końcu startowaliśmy na longu, a to nie sprint. Przed nami ze Sfory pobiegli Jacek z Dominiką i Gosią. Ścieżka, którą biegliśmy na początku zamieniła się skoszone pole. Przez pole dotarliśmy do okolic rzeczki i zaczęła się przeprawa. Wszyscy wpadli w chaszcze, błoto i pokrzywy. Po doświadczeniach w Pelplinie powiedziałem Izie, że tędy nie idziemy. Poszukaliśmy lepszej przeprawy, bliżej Wisły. Jak się później okazało był to dobry wybór. Oczywiście przeprawiając się zapadaliśmy się piasku i mule, ale nie było tylu pokrzyw i po wyjściu z wody i wdrapaniu się na skarpę prawie zaraz mieliśmy kolejne pole. Na 4 pkt. dotarliśmy jako jedna z pierwszych ekip. Jak się dowiedzieliśmy później Jacek, Dominika i Gosia dotarli tam po nas. Z 4 udaliśmy się w kierunku wsch. do ptk. 6. Słońce paliło, więc poruszaliśmy się szybkim marszem lub truchtem, kiedy byliśmy w cieniu. 6 złapaliśmy bez problemu, kolejny kierunek pkt. 7. Tutaj też szło całkiem nieźle, ale niestety samej 7, jak się okazało nie było. A szukaliśmy jej jakieś 40 min. krążąc po okolicy w ponad 10 osobowej grupie. W końcu Michał podjął decyzję: Punktu nie ma, idziemy dalej. Tak też zrobiliśmy i razem Anią i Olkiem z trasy MID rodzinny ruszyliśmy w kierunku 8. Problem był trochę na początku, ponieważ podczas szukania 7 wyszliśmy poza mapę i należało się ogarnąć. Ale udało się i weszliśmy na szlak, dotarliśmy do pkt. 8. Dalej do głównej drogi i do pkt. 5 w okolicy Mienia. Przeprawa przez most, a dokładnie przeprawa po starych drewnianych drzwiach i jest pkt. 5 Na szczęście nad strumieniem, więc trochę czasu spędziliśmy na operacji chłodzenia - a żar się z nieba lał cały czas. Koniec tego dobrego, lecimy dalej. Lecimy i zostawiamy ślady - uwaga w asfalcie, to dowód na to jak było upalnie. Szybko dotarliśmy do pkt. 3, który zlokalizowany był przy kapliczce, rozstanie z MID'owcami i odbijamy na wsch. i dalej już właściwą ścieżka na pd. Ścieżka ta wydawała się nie mieć końca, więc raz w akcie desperacji :) odbiliśmy na zach. ale od razu wróciliśmy. Po drodze spotkaliśmy jeszcze Michała z longa. Dotarliśmy do pkt. 10, gdzie Grzegorz przygotował dla nas baniak z wodą i miskę dla psiaków. Dalej już było masakrycznie. Głupota, ambicja ( tak Ola, napisałem ambicja) i upał odpaliły mi i wbrew wszystkim "znakom na niebie", uwagom Izy i zmylony linią wysokiego napięcia zamiast pójść na zach. naciągnąłem Izę i poszliśmy na pd. Nie będę pisał jaki byłem na siebie wściekły maszerując w tym ukropie. Dotarliśmy ostatecznie do pkt. 9, ale już go nie szukaliśmy ponieważ mieliśmy informację, po spotkaniu ze Zbyszkiem, że pkt. nie ma. Została już ostatnia prosta do mety. Nogi nie niosły, łapy Lupusa już też nie, ale doszliśmy. Czekali tam na nas Gosia i Jacek z psami. Na mecie zasłużone chłodzenie w Wiśle, a po przeprawie zrobiliśmy sobie kąpiel "w tej samej". Jak było cudownie, była to najlepsza nagroda po trasie. Po relaksacyjnym moczeniu w rzece udaliśmy się na metę do Przypustu. A po dekoracji był zasłużony grill party w pensjonacie "Nad Wisłą"
WIELKIE DZIĘKI AUTOROM ZDJĘĆ ZA MIŁĄ PAMIĄTKĘ Z ZAWODÓW
Grzegorz WIELKIE DZIĘKI za organizację, dzięki Tobie spędziłem bardzo fajny weekend w doborowym towarzystwie.
Paweł
Linki do kilku innych relacji:
http://runawaysportblog.wordpress.com - blog Łukasza Sądaja
http://www.panhusky.pl - blog Zbyszka Skupińskiego
Linki do kilku innych relacji:
http://runawaysportblog.wordpress.com - blog Łukasza Sądaja
http://www.panhusky.pl - blog Zbyszka Skupińskiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz