Relacja trochę spóźniona, ale trzeba ja napisać przed kolejnymi zawodami. Więc zaczynamy...., ale chyba od "więc" się nie zaczyna;) Trudno.
27 lipca zapowiadał się, że będzie słonecznym i ciepłym dniem. Taki tez był. Wymarzony dzień na plażing, smażing i relaksing, ale nie dla Sfory Suchanino, przynajmniej częściowo. Tego dnia Sfora startowała w kolejnych zawodach Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu, a terenem naszych zmagań był Otomin. Rzut beretem z Gdańska, więc nie było stresu, długiego dojazdu, itd...
Po szybkim pakowaniu pojechaliśmy z Lupkiem do Otomina przed godz. 15. W planach razem z resztą ekipy mieliśmy jeszcze drobny odpoczynek na łonie natury z opcją kąpieli w jeziorze. Plan zrealizowany w 100 %, wszyscy dzięki temu byliśmy zrelaksowani przed startem, a psy dobrze schłodzone. Cahir dodatkowo postanowił przygotować na drogę leśny kamuflaż lub postraszyć plażowiczów, ponieważ wypadł z wody udekorowany wodną roślinnością.
Czas na start. Czym bliżej godz. 18, tym na plaży robiło się "hau"aśliwiej, gdyż na zawodach stawiło się sporo drużyn. Odepraliśmy nasze pakiety startowe, i czym prędzej zabraliśmy się na ogarnięcie mapy i przygotowanie trasy - czyli kolorowe markery poszły w ruch:) Dzięki treningowi zorganizowanemu prze Zbyszka Skupińskiego tydzień wcześniej, i przejażdżce rowerowej byłem już trochę zapoznany z terenem i szlakami turystycznymi, które tamtędy biegną. Relacje z predogtrekkingu w Otominie: sforasuchanino.blogspot.com i panhusky.pl Po przywitaniu się z znajomymi i sprawdzeniu wszystkich "paszportów" przez psy w wersji z kłami lub merdającymi ogonkami Michał przeprowadził odprawę techniczną, przynajmniej starał się ją przeprowadzić ponieważ był skutecznie zagłuszany przez psy. Odprawa zakończona, czas na start. 3..2..1...START - poszły ekipy w las.
Wystartowaliśmy, (Ania z Markiem i Cahirem, Iza z Piorunem i Ja z Lupiem), cel pkt. 1 zlokalizowany nad jeziorem. Trasa prosta prowadząca po zielonym szlakiem pieszym, wiec nie było problemy ze znalezieniem pkt. Na tym odcinku Ania nadawała tempo, w przeciwieństwie do Lupusa, który odpalił opcję czyścimy jelita :) Jedynka zdobyta wracamy na główną drogę i kierujemy się w stronę 13. Po drodze skorygowałem trasę jednego z MID'owców, który miał źle zorientowaną mapę i chciał lecieć z nami całkiem niepotrzebnie. Pkt 13 zaliczony również w ekspresowym tempie. Na trasie spotkaliśmy wylegujące się w trawie 2 żubry, jeden szklany, drugi blaszany :) i zaczęliśmy zawiązywać więzy krwi z komarami. Po ścieżkach, których nie było na mapie i trochę na azymut dotarliśmy, raczej bezproblemowo do pkt. 9 i dalej na 7. Tempo mieliśmy bardzo dobre, ciągle spokojnym biegiem, poza podejściami, gdzie oszczędzaliśmy siły. Z 7 wystartowaliśmy na 3 i tutaj po drodze pech. Podkręciłem sobie kostkę :(, na jakimś korzeniu, o co nie trudno jak , już się ją miało kiedyś skręconą. Ale co zrobić, zacisnąć mocniej bucik i zęby i lecieć dalej. O dziwo nie było źle, nadal mogłem biec. Dopadliśmy pkt. 3 i jak do niego podchodziliśmy spotkaliśmy kilka ekip z MID'a i Fitness. Utwierdziło nas to tylko w przekonaniu, że idzie nam całkiem nieźle. To co ruszamy dalej i wyprzedzamy. Trasa między 3 a 6 była jak ruchliwa autostrada, ponieważ był to fragment trasy na którym mijały się ekipy w zależności od wybranego wariantu trasy. Spotkaliśmy tutaj ekipę psioka, przystanek alaska a zaraz za nimi ekipę Sfory na fitness, czyli Jacka, z debiutantem Rudym, i Gosię z Bafi. Pędzili, tak że liscie spadały z drzew, więc nie było czasu na pogaduszki. Niedaleko pkt. 6 spotkaliśmy jeszcze Zbyszka, który mimo nieprzespanej nocy ostro leciał do przodu. Relacja z Otomina na www.panhusky.pl. 6 zaliczona, czas na 4, która była nad wodą, miał to więc być pkt. z drobną przerwą regeneracyjną dla nasz i psiaków. Do Raduni dotarliśmy bez problemu, poza końcowym ostrym zejściem do wody. Po drobnej przerwie trzeba było podjąć decyzję czy lecimy wzdłuż wody - zielonym szlakiem, czy wdrapujemy się na górę i lecimy drogą. Wybraliśmy, złą opcję mimo ostrzeżeń Jacka, aby nie iść dołem. Zaczęliśmy przeprawę zielonym szlakiem, Ania o mało co nie straciła życia, po poślizgu na jednej ze skarp, co chwilę góra i dół i tak w kółko. Postanowiliśmy w końcu przebić się do góry na jakąś drogę. Po ostrym podejściu i niezłych krzaczorach udało się, ale gdzie dokładnie jesteśmy. Nasze przypuszczenia okazały się mylne, na szczęście koniec języka za przewodnika i naszą lokalizację zweryfikowaliśmy dzięki tubylcowi. Niestety na tym odcinku straciliśmy ok. 40 min i dodatkowo odezwała się stopa, i raczej nie było już mowy o dalszym biegu, przynajmniej dłuższych odcinkach. W tej sytuacji ruszyliśmy szybkim marszem dalej. Od 4 trasa już była prosta, jedynym minusem to zapadający zmrok. Wyciągamy więc latarki. Na szczęście zabrałem z domu dodatkową. Okazało się bowiem, jeszcze przed startem, że ani Ania z Markiem, ani Iza nie zabrali ze sobą sprzętu oświetleniowego :) Następnym razem trzeba będzie zrobić checklist'ę przed startem:) Z dwoma latarkami i diodą w telefonie (HTC 8 s - ma niezłą latareczkę ) maszerujemy dalej. Do przebycia 1/3 trasy, ale bez skomplikowanych pkt. Między pkt. 4 a 2 usłyszeliśmy Przytanek Alaka - chyba:), który zaczął wyć do księżyca. Niesamowite wrażenie. Jakby ktoś nie wiedział, że w Otominie odbywają się psie zawody, to mógłby nabrać niezłego przyśpieszenia lub marzyć o pojemnym pampersie:) W okolicy pk. 10 mijalismy dom mojego szefa Macieja Kosycarza, gdzie odbywała się huczna impreza z okazji imienin Hani. Mieliśmy zaproszenie, ale było już cienko i nie skorzystaliśmy - ale bardzo dziękujemy. Z braku światła z 10 do 11 udaliśmy się okrężną, główną drogą, przez co też straciliśmy trochę czasu, ale była to pewniejsza trasa. 11, 8 i 12 już po prostym. Na metę dotarliśmy po 5 h., gdzie czekały już na nasz Jacek z Gosią z przygotowany posiłkiem regeneracyjnym - tzn. upieczonymi na ognisku kiełbaskami. Po odzyskaniu sił przyszedł czas na dekoracje. Z tego wydarzenia - relacja zdjęciowa.
Lupus olał 1 miejsce :)
Puchary wręczone, pogaduchy przy ognisku zaliczone, czas się zbierać. Ale jak zmieścić 5 psów i 6 osób do Skody + jeszcze wszystkie bagaże - a było ich sporo. No nic tylko trzeba było zrobić 2 kursy. Generalnie w domu byłem ok. 02:00.
Zawody w Otominie należy zaliczyć do udanych. Dziewczyny zajęły na Longu 1, 2 miejsce, ja 2. Jacek z Gosią 4 na fitness.
NA KOŃCU, ALE WIELKIMI LITERAMI DZIĘKUJEMY ORGANIZATOROM ZA KOLEJNE WSPANIALE PRZYGOTOWANE ZAWODY W RAMACH POMORSKIEGO PUCHARU. Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAMY NA ZAWODY W KOŚCIERZYNIE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz