Postanowiliśmy ruszyć od razu na wschód do punktu nr 4. Nie byliśmy jedynymi, którzy wybrali tą drogę. Chodziliśmy przez krzaki, pokrzywy, potem wyszliśmy na jakieś suche pole, następnie odbiliśmy od grupy i zeszliśmy, a w zasadzie ześlizgneliśmy się w dół do niewielkiej, lecz jak później się okazało dość głębokiej rzeczki. Musieliśmy przejść, a psy przepłynąć tę rzekę. Woda sięgała nam do pasa, lecz dawała przyjemny chłód dla naszych poparzonych od pokrzyw nóg. Potem czas na wspinaczkę w górę. Jacek z Rudym pierwsi dostali się na górę. Gosia z Dominiką kilka razy się poślizgnęły zanim weszły do góry. Jeszcze naście metrów i jest mamy czwórkę. Lecimy szybciutko na 5. Minęliśmy Mień, a 5 nie ma. Przez chwilę nie mogliśmy się znaleźć na mapie, później poszliśmy w złą stronę i musieliśmy się wracać, ale przynajmniej znaleźliśmy 5.
Na trójkę natrafiliśmy bez problemu i zostało ostatnie 1500m do mety <miejsca skąd odpływa prom>. Pokonaliśmy je biegiem, kiedy ukończyliśmy bieg okazało się, że mamy po kolei 4, 5, 6 miejsce <Jacek, Gosia, Dominika>. Potem Dominika pojechała do domu , a my czekaliśmy na resztę naszej drużyny wracającej z LONG'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz