wtorek, 17 lutego 2015

WALENTYNKOWY DOGTREKKING - POCZĄTEK SEZONU 2015

Test: Paweł Marcinko 
Zdjęcia: Zbigniew Skupiński / Pan Husky 

14 lutego wystartował nowy sezon Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu. I dodatkowo trochę na nowych zasadach. Zlikwidowana została kategoria LONG. Natomiast MID i FITNESS zostały wydłużone, a rodzinna skrócona. Jak to zawsze bywa ze zmianami, zostały one przyjęte różnie, były głosy za i przeciw. Ostatecznie jest nowy regulamin, a ja ostatecznie uważam, że wszystko wyjdzie w przysłowiowym praniu. Tyle słowem wstępu. 

Mamy walentynki, 14 lutego. Biuro zawodów w Adventure Parku. Iza z Jackiem szykują się do wyjazdu w Karkonosze, nie będzie więc ich na zawodach. Ale nie będę sam. W kategorii rodzinnej startują, a raczej powracają po rocznej przerwie mamy Kamilla i Aleksandra z dzieciakami Amelką i Markiem i Kiką - psią zawodniczką nie do zdarcia :)

Zbieram się na zawody - start MID'a o 10:30. Spakowany, wychodzę na podwórko, zabieram mate do samochodu dla Lupka, biorę smycz i szelki. Wkładam matę, biorę skrobaczkę do szyb, przedzieram się przez warstwę lodu. Widać, widać. Lupek  w środku. Jedziemy. Po drodze auto w auto widzimy się z Piotrem. Jestem w Adenture Parku. Idę się zapisać. Przychodzę. Książeczka szczepień. No tak jest w samochodzie. Wracam i ... książeczka jest, ale brakuje smyczy i szelek. Super. Szybka rejestracja. 9:46 - wracam do domu. Zrugałem się w myślach i nie tylko przez całą drogę powrotną. Przed wyjazdem zajechał jeszcze Piotr, poprosiłem go więc, aby opracował plan działania, bo jak zdążę wrócić to na ostatnią chwilę, a pewnie będziemy biec razem na trasie. 
Zdążyłem, wpadłem na parking, ponownie ;), o 10:25, czyli 5 min. przed startem. Ekspresowe, przygotowanie, odprawa i startujemy. Zawodników trochę było, zdecydowanie większa konkurencja niż na longu w zeszłym roku, ale to i fanie bo i większa motywacja do wysiłku i kombinowania trasy. A po spojrzeniu na mapę pomysłem, ze tan nasza dzisiejsza trasa to jakaś krótka może z 20 km, tyle, że pkt. dużo. Zobaczymy

Wystartowaliśmy, na początku wszyscy, chyba, pobiegli do pkt. 1 - bunkier. I to był jedyny pkt. gdzie był tłok przy odbijaniu pkt. Pytam Piotra, jak przez całą trasę, na który pkt. teraz lecimy :) Dalej 2, Zbyszek na odprawie mówił, kierować się na wieżę, tak też robimy. Jeszcze w miarę sporo osób, pkt. jest, odhaczony, teraz 3. Tutaj się już zawodnicy porozbiegali, czyli różne warianty tras. Jesteśmy na 3, tylko 3 nie ma. Na miejscu z nami jest jeszcze Piotr Kutowiński i Dorota. Po chwili, szybka decyzja, piszemy BPK, szkoda, czasu lecimy dalej. Kierunek pkt. 9. Docieramy do niego bezproblemowo, bo z górki :) Dalej pkt. 4. Lecimy w trzech: Piotr, Piotr i Paweł, Dorota została trochę w tyle. Po chwili ścieżka zanikła, i trzeba było trochę na wyczucie polecieć i udało się mamy 4. Tutaj się rozdzielamy. Ja z Piotrem biegniemy na 5, a Piotr K. na 10. 5 zaliczona ekspresowo dobiegamy do miejsca gdzie powinna być 10, a jej brak. Na miejscu już krąży Piotr, po chwili Dorota. Jesteśmy we właściwym miejscu, w końcu nabiegliśmy tutaj wszyscy z innych stron. Szukamy - brak. Przybiega Patrycja i sugeruje, że pkt. powinien być trochę dalej. I był. Nie byłem przekonany czy we właściwym miejscu. Dzwonię do Zbyszka z pytaniem, czy ustawiał pkt. mylne, ale nie. Ostatecznie odbijamy i biegniemy dalej 11, znowu sami, ponieważ pozostali pobiegli na pkt. 5. Co do wg. nas źle ustawionej 10 - wysoce prawdopodobne, że od czasu powstania mapy, trochę zmienił się układ ścieżek. I obecna ścieżka wiedzie po jednej z poziomic :) Taki jest problem z mapą TPK, szlaki są poprzenoszone na nowe ścieżki, jest wiele nowych ścieżek, trzeba wiec uważać. W drodze na 11 zasugerowałem, zaatakowanie pkt. na azymut. Udało się, zaoszczędziliśmy trochę drogi.
Kolejny etap naszej "podróży" to pkt. biegowe większe odległości, zwiedzanie okolic obwodnicy i Gołębiewa. Wszytko szło jak po sznurku, nawet nadmiar ścieżek, których nie było na mapie nam nie przeszkadzał. Lekkie zamieszanie nastąpiło przy 19. Skraj mapy, pełno ścieżek, nie mówiąc o masie oznaczeń szlakowych na drzewach, które nijak się miały do mapy. Tutaj straciliśmy  trochę czasu. Po chwili pojawia się Piotr K, z Dorotą i Patrycją. Uzgadniamy kierunek i biegniemy. Nagle kątem oka w dole, błysnęła kartka z pkt 19. Jest, Szybki zbieg po zboczu przez krzaki. Zaliczony. Czas na następny pkt. 20. Cudowna 20 na szczycie, cudownej górki, pamiętam to miejsce z inauguracji zeszłego sezonu :) Biegniemy we trzech Piotr, Piotr i Paweł. Wgramoliliśmy się na górę, tzn, Ja i Piotr K., ponieważ Piotr J. miał w sobotę takie zasoby energii, że jakby mógł to by tam wskoczył ;) Kolejne pkt. nie sprawiły nam problemu. Atakowaliśmy je ze ścieżek, lub na azymut. Coraz bliżej było też do mety, po drodze zaczęliśmy spotykać zawodników z fitness i z rodzinnej. Na ostatnim pkt. rozdzieliliśmy się. Piotry dwa poleciały do mety przez pkt. 2, ja postanowiłem przedrzeć się przez chaszcze. Genialny pomysł, dzięki któremu zaliczyłem seans krzaczastej akupunktury :) Jestem na mecie. Piotry już są - JEST 3 MIEJSCE. Pełen sukces zważywszy na inny dystans i ilość zawodników. Osobiście przed startem myślałem, że jak będę 6,7 będzie super. 





Na mecie była też już SFORA Rodzinna. Ola miała ubaw, że była na mecie przede mną :) Racja była i pokonała trasę zdecydowanie szybciej. 
Nam z Piotrem udało się pokonać MID'a w ok. 3:30, a co ważniejsze poprawiliśmy ;) optymalny wariant trasy o +/- 1 km i zamiast 21,2 mieliśmy na liczniku 20,8 (w tym krążenie przy 10 i 19) 

Na mecie oczywiście, jak zawsze na zawodach Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu, stoły uginały się od jedzenia. Ciasta, ciastka, ciasteczka, wafelki, soczki marchewkowe, woda, herbata, kiełbasy itd, itd. Ładna pogoda również dopisywała, było więc idealnie. Komu było zimno mógł się rozgrzać przy pieczeniu kiełbaski, przy ognisku. 










I nastał czas dekoracji, poza trzecim miejscem w kategorii MID, załapałem się na masę medali za 3 miejsce w kategorii drużynowej za 2014 rok. Był już sam ze SFORY, medale więc ciążyły na moim karku, a dzwoniłem mini jak stado owiec na hali swoimi dzwonkami. 






Była to, jak zawsze udana impreza, znakomicie przygotowana pod każdym względem. Optymistycznie nastawiła mnie tez na kolejne imprezy (brak longa). Stosunkowo krótka, trasa, w porównaniu do longa, plusowała dużą ilością pkt., a tym samym urozmaiceniem wariantów, a pomorskie górki nadrobiły kilometraż :) 



Nasza trasa: różowy wariant optymalny, zielonkawy wariant Piotra J., który był autorem naszego sobotniego sukcesu ;)


Następne spotkanie już w marcu. 

A tak tylko dodam, abyście mogli pozazdrościć Izie i Jackowi wyjazdu w Karkonosze. Pewnie o swoim wyjeździe napiszą coś po powrocie.



 
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz