poniedziałek, 30 grudnia 2013

BIEG SYLWESTROWY

Na zakończenie roku 2013 Sfora uczestniczyła w Biegu Sylwestrowym zorganizowanym przez Akademię Biegania w Gołębiewie.



Ekipa w składzie,

Iza z Piorunem
Dominika z Waldkiem i Orientem
Gosia z Bafi
Jacek z Rudym
Paweł z Lupusem,

wystartowała na 2 trasach 5 i 10 km.

Pogoda sprzyjała biegaczom, tak jak początek trasy - pierwsze 2,5 km - który biegliśmy łagodnie w dół. Następnie trzeba było zmierzyć się ostrym 1 km podbiegiem. Ale daliśmy radę. Co to dla nas;)

Impreza była bardzo udana, a czas miło spędziliśmy w doborowym towarzystwie.

Wyniki:
5 KM
30 00:29:48.43 69 Dominika Łukaszewicz Gdańsk Akademia Biegania 1981 5,12 km
31 00:29:55.53 70 Waldemar Sadkowski Gdańsk 1972 5,12 km
34 00:30:16.87 61 Gosia Konsur Gdańsk 1996 5,12 km

10 KM
13 00:47:11.92 00:24:12.11 126 Jacek Konsur Gdańsk Akademia Biegania 1989 10,24 km
50 01:10:12.75 00:28:47.70 20 Paweł Marcinko Gdańsk Akademia Biegania 1977 10,24 km      
51 01:10:47.50 00:32:56.04 125 Izabela Buksińska Gdańsk Akademie Biegania 1990 10,24 km

Link do galerii zdjęć Tomasza
http://www.flickr.com/photos/27234553@N06/sets/72157639163145065/


czwartek, 12 grudnia 2013

SZLACHETNA PACZKA

Podczas zawodów w Kolibkach, kończących Pomorski Puchar Dogtrekkingu zorganizowaliśmy zbiórkę SZLACHETNEJ PACZKI. Akcja zakończyła się pełnym sukcesem.


sobota, 7 grudnia 2013

MIKOŁAJKOWA EDYCJA FINAŁU PPD GDYNIA-KOLIBKI

Dni poprzedzające, finałowy start ostatniej w tym roku edycji Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu w Gdynii Kolibkach, były pełne obaw jak będą wyglądać warunki atmosferyczne. Niż Ksawery, który nadciągnął do nas z nad Oceanu Atlantyckiego wywołał spore poruszenie w mediach i społeczeństwie. Towarzyszące silne podmuchy wiatru sięgające do 130 km/h potęgowały skalę orkanu. Dodatkowo, budząc się w piątek rano, a następnie przez cały dzień, wiedzieliśmy, że zawody na pewno będą "śnieżne". Ciekawe ilu będzie uczestników i czy wiatr zmaleje do soboty godziny 10:00...

Pomimo niesprzyjających warunków dużo osób dotarło do Adventure Park. Sforę reprezentowali na najkrótszym wariancie trasy Gosia z Bafi i Dominika z Orientem. Dla odmiany na trasę średnią wybrał się Andrzej z Nirą. Natomiast, standardowo na najdłuższy wariant wybrali się Iza z Piorunem, Paweł z Lupusem i Jacek z Rudym. Dominika zadbała o masę fantastycznych zdjęć podczas imprezy. 
LINK DO ZDJĘĆ

Warto dodać, że te zwody trochę się różniły od pozostałych, ponieważ przed startem zostały zorganizowane zbiórki prezentów w ramach akcji Szlachetna Paczka dla potrzebującej rodziny z Pszczółek. Jak również zbiórka karmy i akcesoriów dla zwierząt ze schroniska Ciapkowo. 
fot. Pan Husky
Wielkie słowa uznania dla Marty Siary, Aleksandry Marcinko i Moniki Skupińskiej za zaangażowanie, jak również dla wszystkich darczyńców!!


Po odprawie technicznej i odebraniu map zgodnie wybraliśmy wstępną drogę na trasę LONG. Michał-organizator wykasował cztery punkty kontrolne, które znajdowały się za ulicą Spacerową na południe. Odprawa techniczna i jesteśmy gotowi. Temperatura oscylowała w okolicach zera, czekając na start, trochę zamarzaliśmy. W końcu wystartowaliśmy!

Wszyscy ruszyli tą samą drogą w kierunku osiedla Bernardowo. Biegniemy wzdłuż rzeki Sweliny, ku jej źródeł. Po wbiegnięciu w las jest ciężko. Śniegu min 40cm na wysokość łydki, niekiedy po kolana. Pieski zadowolone, jednak my wiedzieliśmy, że będzie hardcorowo. Przed zabudowaniami skręcamy w prawo. Miała być ścieżka, ale przysypał ją śnieg. Prujemy więc przez łąkę zgodnie z sugestią Jacka.  Przedzieramy się przez śnieg po kolana, przeskakujemy przez ciek i po paru minutach znajdujemy jako pierwsi punkt nr 2. Wracając, na główną ścieżkę, mijamy pełno zawodników, dzięki nim nie musimy brodzić w śniegu tylko pędzimy wydeptana autostradą ;) Kierujemy się dalej na zachód w poszukiwaniu kolejnego punktu. Weszliśmy na spore wzniesienie, wcześniej lokalizując w sporej grupie właściwą ścieżkę, gdzie na skraju, znajdował się punkt nr 1. Dalej kierujemy się na południe, przekraczamy ul. Sopocką i podążając główną drogą, już wydeptaną docieramy do punktu nr 3. Dalej do punktu nr 4 dobiegamy chwilę po liderujących zawodnikach na trasie LONG. Jest super, mamy dobry czas, a do liderów brakuje nam paru minut. Łatwą, prostą droga kierujemy się w stronę następnego punktu. Następnie skręcamy w prawo wbijamy w las, pięknie ośnieżony i mając na widoku Zbyszka Skupińskiego, kierujemy się na "siódemkę". Na skrzyżowaniu ścieżek znajdujemy punkt kontrolny. Niestety na rozstaju dróg pomyliliśmy się, tzn. Paweł się pomylił :) Nie zrobił strzałek na mapie :), i zamiast prosto pobiegliśmy w prawo na zachód, mijając po drodze przecinkę leśną, weszliśmy na jakieś wzniesienie i nagle wychodzimy w Gołębiewie, stojąc w śniegu po kolana. 1,5 km i ok. 30 min. w plecy.  Trochę wtopa. No ale nic, wracamy wzdłuż linii energetycznej, wychodzimy na asfaltową drogę i kierujemy się na punkt nr 9. Łagodne zejście w dół i nieopodal słupa energetycznego odnajdujemy kolejny punkt. Prawie połowa trasy, zmęczenie daje się we znaki. Dalej idziemy wzdłuż ul. Spacerowej, trzecia ścieżka w lewo i bez problemów odnajdujemy punkt nr 13. Odrabiamy straty! Dalej idąc, czasami biegnąc, kilkanaście metrów od ulicy, docieramy do punktu nr 11, który zlokalizowany był na skrzyżowaniu ścieżek. Spotykamy tutaj zawodniczki z trasy LONG, Anetę i Anię. Lupus ma tu spory problem, natury miłosnej - Vega. Pan chce lecieć, a miłość zostaje z tyłu, dla zasady się trochę pozapieram. Iza zdecydowanie zmobilizowała się i na punkt nr 10, kierujemy się za śladami i wbijamy na wzniesienie, gdzie po kilku chwilach szukania odnajdujemy punkt. Już bliżej niż dalej.  Schodzimy do głównej drogi, a następnie odbijamy w prawo i marszem pokonujemy zygzakowatą ścieżkę leśną, która prowadzi na punkt nr 8 pod górę. Ostre podejście i znajdujemy się na właściwym skrzyżowaniu, ale punktu kontrolnego brak. Jak się później okazało, punkt był, ale trochę przesunięty i przysypany śniegiem. Na początku szukamy sami, po paru minutach, pojawia się Aneta z Anią. Ostatecznie bez podbitki, lecimy dalej. Kolejne 20 min. w plecy Główną drogą docieramy do punktu nr 5. Łatwo i przyjemnie mamy wszystko! Ostatnia prosta, finish, końcówka. Jakieś 3 km przed nami. Zmrożoną drogą w dół, mijamy po lewej stronie punkt nr 3, przecinamy ul. Sopocką i kierujemy się na Bernardowo. Ostatnie pokłady sił uaktywnione, wyrypa niesamowita. Czas dobiega do 5 godzin, lekkim truchtem, raz w grupie, a raz w dużych odstępach mijamy po lewej rzekę Swelinę, po prawej budynki mieszkalne i razem docieramy na metę. Uff!!

Zdecydowanie stwierdziliśmy, że był to jeden z najcięższych dogtrekkingów, na jakich mieliśmy okazje wystartować. Gruba warstwa śniegu dała się we znaki. Kolejne kilometry pokonywało się dwa razy ciężej. Mimo wszystko było super, psy mega zadowolone i zmęczone. Na mecie czekał na nas poczęstunek w postaci ciepłego barszczu, pierogów i ciast. Dekoracja zawodników, następnie podsumowanie zawodów i sezonu, a już byliśmy w drodze powrotnej do domu.
Mistrzynie z Longa



Orkan Ksawery napsuł trochę w krajobrazie, ale miało to swoją specyficzną i mikołajkową aurę. Ukształtowanie terenu i gruba warstwa śniegu, sprawiła nam sporo kłopotów na trasie. Podejścia i zejścia ze wzniesień, często kończyło się zjechaniem, a nie zejściem.
Wielkie podziękowania należą się organizatorom za kolejne wspaniałe zawody. Optymistycznie i z nadzieją, kolejnych fantastycznych imprez, będziemy czekać na przyszły sezon dogtrekkingowy.

NASZA TRASA:



wtorek, 3 grudnia 2013

SZLACHETNA PACZKA OD DOGTREKKINGOWCÓW

Efekty zbiórki darów na Szlachetną Paczkę, którą przygotowują dogtrekkingowcy. Pierwszą część już dzisiaj wysyłamy do magazynu.
WIELKIE DZIĘKI

Więcej informacji o naszej akcji:


środa, 27 listopada 2013

23.11.2013 FINAŁ KUJAWSKO POMORSKIEGO PUCHARU DOGTREKKINGU

22.11.2013 Dziennik kapitański SFORY SUCHANINO. Dzisiaj startujemy w finale Kujawsko - Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu. Było SUPER, a co się działo - przeczytajcie. 
Początkowo miałem (Paweł) nie jechać. Iza z Jackiem wybrali się na zawody dzień wcześniej odwiedzająć rodziców, w tej sytuacji wyjazd samemu robił się kosztowny, a pieniądze wolałem wydać na nowe buciki do biegania. W planie był start w kolejnym parkrunie i może jakaś życióweczka, dodatkowo jeszcze bolała mnie stopa po ostatnich zawodach. Pojawiło się jednak zapytanie do Łukasza, że ma wolne miejsce, może kogoś zabrać. I dałem się podpuścić jak małe dziecko :) Łukasz jeszcze raz wielkie dzięki, że mnie zabrałeś. 
Sobota rano, pełna mobilizacja, trzeba się wyszykować na 9:00. Start o 12:00. Klamoty spakowane, babeczki made by Ola zabrane, pies jest, nowe butki są.  Startujemy !!!   Jechała jeszcze z nami Michalina, na którą czekał na starcie Ozyrys z wgraną dzisiejszą trasą :)
W Toruniu byliśmy o 11:00, więc została jeszcze godzina na przygotowania. Czas ogarnąć mapę. W którą stronę pobiec, jak zapanować trasę. Kilka wariantów rozrysowanych palcem po mapie. Przychodzi Łukasz i sugeruje start od wschodniej części mapy (pkt. dla LONGa), po chwili potwierdza to Zbyszek, który układał trasę.  Jeden z wariantów "palcem po mapie" przerodził się w trasę naniesioną flamastrem. Pojawia się Iza, przerysowuje trasę na swoją mapę.

                                                       fot. Zbigniew Skupiński

Została jeszcze chwila na przebranie. Pogoda sprzyjała zawodom. Było ok. 10 stopni, w lesie bezwietrznie. Szkoda, tylko, że pochmurno - czasami delikatna mrzaweczka. Ale generalnie warunki prawie tak idealne jak na zawodach w Grudziądzu. 
Godzina 12:00 starujemy. Większość zawodników poleciała na pkt 1 lub 11 i tylko my na pn-wsch. Na longu SFORA miała jeszcze dwóch rywali, ale nikt za nami nie ruszył. Początek trasy to 1,5 km drogą asfaltową do Szosy Chełmińskiej, poszło szybko i sprawnie. Po drugiej stronie zaczyna się już las, ok. 700 metrów i mamy pk 13, który Zbyszek schował na słupie energetycznym. PK 16 też zdobywamy bez problemu i w dobrym tempie, no może poza małą stratą podczas przeprawy przez strumień.




Nie byłoby miło zamoczyć buty na samym początku. Tutaj rewelacyjnie sprawdziły się nowe Fuji Attack - może jakąś recenzję napiszę, ale trzeba jeszcze w nich pobiegać. Następnie mamy długi odcinek do 15, można było sobie pośmigać. Tak się dobrze i szybko biegło, że się przebiegło:) 



Nadrobiliśmy jakieś 100 - 150 m. Z dojściem na pk 14 był mały problem. Raz, poprowadziłem ekipę za bardzo na zach. i przeszliśmy ścieżkę prowadzącą do pk. Ale nie ma tego złego, poszliśmy wzdłuż linii energetycznej. Naszliśmy na 14 prawie idealnie, a nie zapowiadało się tak dobrze ponieważ powstało tam wiele nowych tras wytyczonych przez pojazdy różnego typu. Wspominał o tym na szczęście Zbyszek przez startem, więc byliśmy przygotowani. Dalej w kierunku pk 12. Dobiegamy do OS Wrzosy, z ul. Zbożowej wpadamy na Owsianą, która miała nas doprowadzić do pk. Jak się okazało Owsiana rozchodziła się na mapie we wszystkie możliwe strony, a w realu część ulic Owsianych pozmieniało nazwy na Brzoskwiniową i znowu nadrobiliśmy kilkaset metrów, ale 12 zdobyta. Punkty LONGa zaliczone wracamy na zachodnią część mapy, gdzie rywalizowały pozostałe ekipy. Na trasie 2 h i 15 km zrobione. Nie jest źle, jeszcze raz tyle. PK 11 na torach, szybko odnaleziony, chociaż można było go przeoczyć - niepozorny :) Krótka przerwa na wodopój dla psów i śmigamy dalej. A przynajmniej chcieliśmy śmigać. Tempo siadło, odezwały się kontuzje i niedyspozycje, jak się okazało przyszłe chorobowe. Ale nie poddajemy się i lecimy dalej. PK 10 zdobyty - trasa do niego zryta przez innych zawodników, więc trudno było nie trafić. 
Pk 9,8,7 i 6 zdobyte bez problemów, ale niestety średnia prędkość spadała. W okolicach PK 9 i 8 spotykamy jeszcze kilku zawodników, którzy byli na trasie. PK 6 złapaliśmy ok. 15:40, tutaj idealnym nosem wykazał się Jacek, który wpadł na punkt, mi wydawało się, że będzie nieco wcześniej.  Zaczynało się ściemniać i należało oświetlić sobie mapę. Czołówka poszła w ruch. Zaczynałem mieć stresa, bo wiem, że Łukasz z Michaliną czekają już pewnie na mecie. Pozostałe PK zdobyliśmy bez problemu, no może pokręciliśmy się trochę przy PK 1 i mieliśmy zagłostkę z dwoma PK 2. Problem w tym, że drogę do PK 4 robiliśmy już po ciemku. Na metę dotarliśmy po 17:00, trasa zajęła 5 h. Szkoda, była szansa na lepszy czas.

Pierwszy i ostatni raz w tym sezonie byłem PIERWSZY, ale dlatego, że Zbyszek nie startował:) 
Jak się okazało nie byliśmy ostatni, na trasie był jeszcze nasz konkurent z longa, ale telefonicznie został ściągnięty z trasy.



Dodam jeszcze tylko, że wracając byliśmy na fantasmagorycznych burgerach w WIDELCU, gdzie zabrał nas Olek Urbański - dzięki. Świetne miejsce.

Podsumowując:
W Toruniu Sfora zajęła:
I miejsce w kat. LONG Kobiet - Iza Buksińska z Piorunem
I miejsce w kat. LONG mężczyzn - Paweł Marcinko z Lupusem
II miejsce w kat. LONG mężczyzn - Jacek Konsur z Rudym
Toruń to też finał Pucharu Kujawsko - Pomorskiego i tutaj.
Iza zajęła I miejsce w kat. LONG K,  Jacek II w kat. LONG M i ja III w kat. LONG M. 
Gratulacje dla Łukasza, który w rewelacyjnym stylu wygrał toruńskiego MID'a i Michaliny, która zajęła II miejsce w kat. MID K.
Wielkie podziękowania dla Grzegorza za organizację zawodów, jak się okazało było to też pożegnanie - ale pewnie jeszcze się spotkamy.
Wielkie dzięki za przygotowanie rewelacyjnej trasy należą się Zbyszkowi, było SUPER !!! i oczywiście GRATULACJE za I miejsce w kat. LONG w Pucharze Kujawsko - Pomorskim.    
Przed nami finał 7 grudnia w Kolibkach !!!    

Polub nas na Facebook'u: https://www.facebook.com/SforaSuchaninoDogtrekking?bookmark_t=page

wtorek, 26 listopada 2013

POCKER THE POLISH DOGTROTTER U SFORY SUCANINO

Sfora Suchanino - Dogtrekking popiera akcję Pockera 


Pocker-The Polish DOGtrotter to najnowszy światowy proadopcyjny projekt wymyślony przez Kasia Pisarska. Psiak-maskotka podróżuje po wszystkich kontynentach, przechodzi z rąk do rąk, odwiedza Urzędy, Szkoły, lata samolotem, jeździ tramwajem i każdego dnia, spotkanym ludziom mówi, że zwierzęta się adoptuje. Hau 

czwartek, 21 listopada 2013

26.10.2013 HEJTUS k. PRZODKOWA

Po dwutygodniowej przerwie i odpuszczeniu zawodów w Kamieniu Krajeńskim, zdecydowaliśmy się pojechać na kolejną edycję zawodów Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu, organizowaną tym razem, we wsi Hejtus, koło Pomieczyna, w pięknie położonej gminie Przodkowo. Tereny Pojezierza Kaszubskiego, chociaż bardzo piękne, po raz kolejny okazały się dla nas ciężkim orzechem do zgryzienia, szczególnie w kwestii nawigacyjnej, jak również kondycyjnej. Powróciły koszmary z Przywidza...ale po kolei...

Sobota zaczęła się wcześnie, Gosia z Bafi przyjechała autobusem na Suchanino, następnie zabraliśmy Pawła z Lupusem i wszyscy, zwarci i gotowi, około godziny 8:10 wyruszyliśmy Huskowozem w stronę Przodkowa. Niecałe 45 min jazdy i zagościliśmy na posesji Bazy Wypadowej "Hejtus", gdzie gospodarzem był "Przystanek Alaska". Tutejsza okolica przywitała nas mglista, wietrzną, deszczową pogodą i temperaturą powietrza w okolicach 3°C. W biurze zawodów dopełniliśmy formalności i z mapami w rękach wróciliśmy na pokład Huskowozu, aby w cieple i na spokojnie zaplanować trasę. Pierwsze wrażenia dosyć nieoczekiwane, sporo kręcenia będzie, ponieważ punkty kontrolne były rozrzucone po całej mapie. Wybraliśmy wariant "południowy", aby później wracając przez wieś Kolonia, zrobić północną część mapy. W szybkim tempie przebraliśmy się i ruszyliśmy w stronę startu, mijając po drodze rozstawioną w całej okazałości ekipę "Przystanku Alaska". Nie powiem, na prawdę zazdrościliśmy im sprzętu, głównie wózków i sań. Na starcie zebrało się sporo osób, krzyk niesamowity, zresztą jak zawsze. Wysłuchaliśmy odprawy i wreszcie wystartowaliśmy!

fot. Agnieszka Mokwińska

Prostą drogą, łączącą Hejtus z Sianowską Hutą i po skręcie w lewo, w lesie docieramy do pkt 2. Tutaj krótkie spotkanie z Panem Husky, który pognał dalej na następny punkt. My również biegniemy, trochę pod górkę, po bagnistej drodze, zostawiamy na później punkt 3 i ruszamy szukać pkt 12 na skraju lasu. Przechodzimy przez gospodarstwa, łąki ogrodzone, mamy problemy z odnalezieniem punktu. Ponownie spotykamy Zbyszka z Ozim i wspólnie cofamy się do głównej drogi. Skręt w lewo, był faktycznie, wąska, leśna ścieżka przykryta grubą warstwą liści, pomiędzy ciasno rosnącymi drzewami, doprowadza nas na skraj lasu, następnie przez iglasty młodnik i zdobyliśmy pkt 12. Już na samym początku sporo się namęczyliśmy, a to dopiero początek. Zrobiliśmy nawrotkę po pkt 3 i lecimy na "ósemkę". Nasze szanse na wygraną topniały z minuty na godzinę...Nie wiedzieliśmy jednak jak tam konkurentki Izy, więc, mimo wszystko dzielnie napieraliśmy do przodu, z nadzieją na podium w męskiej kategorii. Znalezienie pkt 8, który znajdował się niedaleko od głównej ścieżki, również na skraju pola, nie sprawiło nam większych problemów. Wracając do głównej drogi, spotykamy wielu zawodników z kategorii na krótsze dystanse, którzy chyba szukali pkt nr 3. Z głównej drogi odbijamy w lewo w przecinkę leśną, która, jak się później okazało była drogą prowadzącą wprost na pkt 7. Jeszcze jedno zejście ze skarpy, trochę zamotaliśmy się na kolejnej błotnistej drodze, wbijamy w las, skok przez ciek i wspólnymi siłami zlokalizowaliśmy pkt 7, który znajdował się w rezerwacie przyrody "Smolne Błoto". Dobrze, że nie było większych opadów deszczu w ostatnich dniach, więc wydostanie się z torfowiska wysokiego, nie sprawiło nam problemów, choć, miejscami było grząsko. Wychodzimy na fajną, szeroką drogą, dość krętą, która doprowadziła nas do krzyżówki dróg, gdzie znaleźliśmy pkt 4. Jest nawet spoko, może zdobędziemy z Pawłem pudło. Skręcamy w lewo i po raz kolejny błotnistą drogą, po paru minutach podbijamy odnajdujemy pkt 9. 

Jest fajnie, teraz tylko na pkt 14. Lecimy główną drogą w kierunku Sianowskiej Huty, wychodzimy z lasu, przechodzimy przez wieś i skręcamy w prawo w kierunku lasu, polem zbiegamy w dół, po lewej mamy gospodarstwa i pole ogrodzone, gdzie biegały konie. Przeskakujemy ciek, wspinamy na górkę, schodzimy z górki i nagle jesteśmy na krzyżówce czterech dróg. Głowimy się, i dalej mędrkujemy, i dalej.... gdzie my kur.. jesteśmy!! Ale "na rozstaju dróg stoi dobry Bóg, On wskaże Ci drogę..." jak śpiewał Piotr Kupicha z zespołu Feel. Zaczepiliśmy miejscowego człowieka, który podpowiedział nam jak się kierować na wieś Kolonia. Gruntową drogą, a później asfaltem, a następnie dalej gruntową drogą docieramy do pkt 14. Hurrra!!! Jak się okazało, po raz pierwszy w naszych startach w zawodach DT wyszliśmy poza mapę. Wstyd, jak z Sianowskiej Huty na Księżyc.Strata czasowa, szkoda gadać. Trzy godziny za nami, walczymy wspólnym tempem o zwycięstwo Izy w jej kategorii. 

Wracamy się na krzyżówkę dróg, gdzie znajdował się pkt 4. Skręcamy w lewo i lecimy na Kolonię. Odnalezienie pkt 15 było łatwe i przyjemne. Chociaż ścieżka przez pole musieliśmy się domyślać i na skraju pola jest pkt. Zaczęło trochę padać, po drodze mijamy trening motocrossowy na pobliskim polu i kierując się na na wieś Borowiec, docieramy do pkt 10. Po drodze zrobiło się trochę międzynarodowo, mijamy Syberię, Brazylię i szeroką, błotnistą drogą kierujemy się na pkt 5, który jak się okazało, po naszych poszukiwaniach, był przesunięty i źle zaznaczony. Znalezienie zajęło nam parę minut i wydobywając z siebie resztkę sił, forsujemy finisz.Został już ostatni pkt 11. Znaleźliśmy wydeptaną ścieżkę, za oczkiem, która prowadziła przez pole. Na otwartej przestrzeni zaczęło mocno wiać, ale na skraju pola, znaleźliśmy pkt 11. Stawiamy sobie cel, dotrzeć na metę przed upływem 5 godzin. Do mety prowadziła prosta droga z paroma zakrętami, szybkie zbiegnięcie w dół i przeskakując przez rowy melioracyjne, zamoczyliśmy na koniec buty, wbiegamy na metę, którą Michał już składał. Obrazek, prawie częsty dla nas. Jeszcze brawa od pozostałych uczestników na mecie i możemy odetchnąć z ulgą. Czekamy na decyzję sędziów i okazało się, że Iza zdobyła 1 miejsce! A jednak warto było, pomimo tej wpadki, z wyjściem poza mapę, starać się do samego końca.
Na mecie czekała na nas Gosa z Bafi, która zajęła 4 miejsce!

Gosia z Bafi, 4 miejsce, kat. Fitness, 2:08
Iza z Piorunem, 1 miejsce, kat. LONG kobiety, 5:03
Paweł z Lupusem, 4 miejsce, kat. LONG mężczyźni, 5:03
Jacek z Rudym, 4 miejsce, kat. LONG mężczyźni, 5:03


W biurze zawodów zostaliśmy poczęstowani przepysznym barszczykiem, nuggetsami z kurczaka i pysznymi hamburgerami. Dziękujemy "Sklepowi po schodkach" za poczęstunek, a dodatkowo zaopatrzyliśmy się w domowej roboty smalec ze skwarkami. Wymiana spostrzeżeń i uwag z organizatorami zawodów, dekoracja i zbieraliśmy się w drogę powrotną. 

Kaszuby po raz kolejny dały nam w kość. Dosłownie i w przenośni. Ciężki teren, wymagająca trasa i niesprzyjająca pogoda zrobiły swoje. Niestety powtórzył się koszmar z Przywidza, ale to nas nie zniechęca i już niebawem startujemy na zawodach Polskiej Ligi Dogtrekkingu w Toruniu. Z podniesionymi głowami i nauczką na przyszłość opuszczamy malowniczą krainę Kaszub i wracamy do domu.

Dziękujemy organizatorom za kolejną udaną edycję zawodów DT. Wspaniała atmosfera, solidna organizacja i fajna trasa. Zdecydowanie stwierdziliśmy, że były to jedne z lepszych zawodów w tym sezonie. 

wtorek, 29 października 2013

SILVA EVASION

Chciałem wam dzisiaj zaprezentować kompas Silva Evasion. Można go kupić w atrakcyjnej cenie w sieci sklepów Decathlon.

Informacja dla tych, którzy nie wiedzą. Silva to przysłowiowy Mercedes wśród kompasów. Jest to szwedzka firma, która na rynku działa o 1933 roku. Stale coś udoskonalają w swoich produktach i krótko mówiąc ustalaja trendy w świecie kompasów.

Model Evasion.

Kilka razy sprawdzałem, czy to na pewno ten model ponieważ, za każdym razem jak widziałem ten kompas w sklepie wyglądał tak


A ja mam taki


Zastanawiałem się, jak to możliwe? Ten sam model, a zupełnie inaczej wyglądają. Prawdopodobnie pierwsza wersja była wypuszczona na rynek USA - ponieważ SILVA sprzedawała tam kompasy pod marką Brunton.

Ale wracamy do spraw najważniejszych.

Model Evasion po kompas płytkowy, zwany także namiarowym. Na podstawie z tworzywa, wygląda na dość wytrzymały, zamontowano ruchomy limbus z podziałką. Uchwyt działa sprawnie i bezproblemowo, co pozwoli na pewnie wprowadzić odpowiedni namiar. Na płytce znajdziemy dodatkowo lupę, linijkę w inch, oraz dwie skale 1:25 0000 i 1:10 000 (skalę tą możemy też traktować jak linijkę mm). Igła ustawia się bardzo szybko na PN, wręcz pędzikiem. Próbowałem kompasem "mieszać" na wszystkie strony, a ten i tak szybko wracał do właściwego położenia. Dodatkowo działa też, jeżeli będzie trochę pochylony.

Evasion'a można porównać do popularnego i dobrze ocenianego Modelu Silva Ranger. Ten drugi ma dodatkowo elementy fluorescencyjne, które ułatwiają nawigację w nocy, oraz zastosowano w nim gumowany chwyt DryFlex, który ułatwia obracanie limbusem.

Podsumowując chyba warto się wybrać na zakupy do Decathlonu i wydać 44 zł na dobry kompas, który jest niewiele droższy od zabawek, które kompasy udają. Sprzęt sprawdzi się doskonale na pieszych wycieczkach, jak i zawodach na orientację. Bezproblemowo będą się nim posługiwać początkujący, jaki i doświadczeni nawigatorzy.

poniedziałek, 28 października 2013

ZOMBIE SFORA W GRUDZIĄDZU

Zapraszamy do zapoznania się z naszą relacją z zawodów w Grudziądzu w ramach Polskiej Ligi Dogtrekkingu.

sfora.pomorze.pl - zawody Grudziądz

tutaj jeszcze mapka

i zgrany ślad do Endomondo


czwartek, 17 października 2013

CO SĄDZICIE?

Po ostatnim zawodach dogtrekkingu w Przywidzu pojawił się artykuł jednej z uczestniczek na temat szkodliwego wpływu zawodów na psy. Pojawił się też kontrartykuł.

Niestety nie jestem obiektywny w tym temacie, proszę więc, przeczytajcie w wolnej chwili oba i napiszcie co o tym sądzicie.

Pożegnanie z dogtrekkingiem czyli NO MORE STRESS and CORTISOL

i

„NO MORE STRESS and CORTISOL” – z mojej strony.

Paweł

poniedziałek, 16 września 2013

SUKCES NA ZAWODACH PLD W ŻOŁĘDOWIE

Na zawodach w Żołędowie wystąpiły 3 ekipy ze SFORY SUCHANINO i 3 stały na pudle. REWELACJA !!!

Gosia z Mamą i Bafi - 3 miejsece kat. fitness
Iza z Piorunem - 1 miejsce kat. LONG K
Jacek z Rudym - 1 miejsce kat. LONG M

Czekamy na relacje z zawodów

wtorek, 20 sierpnia 2013

POMORSKI PUCHAR DOGTREKKINGU - KOŚCIERZYNA 17.08.2013

Autor: Jacek 

Po zmaganiach w Wagańcu (Polska Liga Dogtrekkingu) i dwutygodniowej przerwie na regenerację sił, wróciliśmy na trasę Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu, który tym razem miał miejsce w Kościerzynie. 

Zawody te były inne od wcześniejszych. Z góry postanowiliśmy sobie, że start w Kościerzynie będzie wyłącznie w tempie dogtrekkingowym. Zero biegu, ze względu na naszych małych podopiecznych - rekonwalescentów. Dlatego też, po wcześniejszych ustaleniach z organizatorami zdecydowaliśmy się wystartować wcześniej. Trasę z Gdańska do Kościerzyny pokonaliśmy w niecałą godzinę i na starcie w okolicach stadionu miejskiego zameldowaliśmy się przed godziną 15:00 w składzie: Iza z Piorunem, Paweł z Lupusem i Jacek z Rudym. Na miejscu czekał na nas Paweł - kolega Izy i Jacka ze studiów, który jest rodowitym mieszkańcem Kościerzyny. Szybkie ogarnięcie i wytyczyliśmy najszybszy wariant trasy (zmieniany podczas marszu sporo razy) na pokonanie okolicznych terenów. Nareszcie wystartowaliśmy o godzinie 15:30. 


Pogoda naprawdę dopisała, było ciepło, wiał rześki wiatr, a słońce chowało się co jakiś czas za chmurami. Kierując się w stronę punktu numer 2, mijaliśmy pomnik nauczycieli walczących o wolność i niepodległość Polski podczas II wojny światowej, budynek urzędu gminy Kościerzyna i Nadleśnictwa Kościerzyna, jak również obiekty Centrum Kultury Kaszubskiej, wraz z bardzo fajną sportowo - przyrodniczą ścieżkę zdrowia, jak również masą innych interesujących rzeczy, których nie mieliśmy czasu poznać. 



Kiedy przeszliśmy pod wiaduktem kolejowym od razu znaleźliśmy punkt numer 2. Dojście do tego miejsca wliczając liczne sesje fotograficzne zajęło nam 40 min.

 W lesie, okryci drzewami przed słońcem dalej maszerowaliśmy na północ, ku punktowi nr 1. Ścieżka leśna bardzo przyjemna, kręta i lekka, idealnie odwzorowana na mapach, które posiadaliśmy. 


Idealnie trafiliśmy na punkt nr 1, gdzie mieliśmy małą przerwę na uzupełnienie płynów.

Słońce schowało się za chmurami, wiatr szumiał między drzewami, przynosząc relaksujące orzeźwienie, a nasze psiaki brnęły dalej na północ ku punktowi nr 6. Warunki idealne na dogtrekking (wiadomo dla psów to najlepiej jakby było jeszcze pełno śniegu i -10 °C).  
Iza, dzielnie idąc pierwsza i niosąc aparat zrobiła Pawłowi i Jackowi zdjęcie znienacka, jak naprawdę wyglądał nasz start w kościerskich lasach.  

Zdobywszy punkt nr 6 maszerowaliśmy dalej piaszczystą, równą, leśną ścieżką podziwiając przy okazji po raz kolejny, piękną rzeźbę terenu kaszubskiego krajobrazu i tętniący pełnią życia las. Po drodze przerwa na jagody, dobrze, że nie mieliśmy wiaderka, bo byłby to długi dogtrekking :)

 Czas około 1:30, jest całkiem nieźle. Do punktu nr 10 mieliśmy do pokonania jeden z najdłuższych odcinków, ale nie takie już wyzwania podejmowaliśmy. Tempo marszowe idealnie nam pasowało. Po drodze oczywiście nie mogliśmy odpuścić sobie zdjęcia na tle pięknego widoku, na skraju pola, świeżo po sianokosach.  

Mając na głowami chmury piętra wysokiego, które tworzyły piękną mozaikę na niebie, a słońce powoli zmierzało w stronę koron drzew, ku horyzontowi, ktoś z ukrycia znowu nas fotografował... 

W końcu dotarliśmy do punktu nr 10, który był zlokalizowany na krzyżówce dróg leśnych. 


Także, nie sprawiło nam problemu odnalezienie perforatora i dalej wyruszyliśmy w stronę wsi Fingrowa Huta na północny - zachód. Na wejściu do wsi już pierwszy dom przywitał nas drewnianą tablicą informacyjną umieszczoną na kamiennym ogrodzeniu, która opisywała powstanie, założycieli i liczne ciekawostki związane z Fingrową Hutą. Parę zbudowań, o charakterze rolniczym i turystycznym, mijamy tubylców z grupą trzech dużych wilczurów, luźno spuszczonych, z których jeden nosił oryginalne imię "murzyn" i lecimy dalej przez wieś, gdzie czeka nas jedna z głównych atrakcji na trasie - przeprawa przez rzekę Rakownica. Zbiegamy dróżką w dół pola, przeskakując rowy melioracyjne (oprócz Pioruna i Lupusa, których zaskoczył zarośnięty rów). Psy chyba chciały upodobnić się kamuflażem do stojącej nieopodal mućki, bo zmieniły kolor podwozia na czarny. Z butami na szyjach, trzema dużymi krokami przeszliśmy Rakownicę, mając po uda wody. Warto tutaj dodać, że rzeka ta wpływając do jeziora Wieprznickiego, rozpoczyna szlak wodny Graniczna - Trzebiocha, który jest bardzo często wykorzystywany do spływów kajakowych. Rakownica mając swoje źródła w miejscowości Skorzewo oddalonej o około 4 km od miejsca naszej przeprawy, jest rzeką czystą o piaszczystym dnie. Po drugiej stronie standardowo - pokrzywy i zwarte zarośla. Także na boso brniemy na przód, Paweł z Lupusem wytyczają trasę. Pod nami jeszcze trochę terenu podmokłego i wychodzimy w końcu na łąkę. Szybkie suszenie i okazało się, że idealnie wyszliśmy niedaleko punktu nr 12. Czas około 2:30 - super, połowa trasy za nami i kierując się na południowy - zachód do punktu nr 11. Po zdobyciu kolejnego punktu maszerowaliśmy dalej na południe w stronę wsi Wieprznica. Pogoda dopisywała, temperatura powietrza lekko spadła, słońce schowało się całkowicie za chmurami. Na jednej z prostych ścieżek pomiędzy polami, Iza nie mogła się oprzeć przyjemności i spróbowała wykorzystać potrójną moc naszych superbohaterów. (od lewej: Kapitan Ameryka, The Hulk i Iron Man).

Po drodze do punktu nr 5 napotkaliśmy stary, zabytkowy młyn Wieprznica im. śp. ks. Stanisława Czapiewskiego. Wielki człowiek, patriota, żołnierz AK, misjonarz. Naprawdę warto sprawdzić w internecie jego bogatą biografię i przy najbliższej okazji, będąc przy młynie poświęcić chwilę na zadumę. 





Punkt nr 5 osiągnęliśmy szybko i bardzo fajną ścieżką leśną kierowaliśmy się do skrzyżowania dróg pomiędzy punktami nr 3 i 4. Na tym terenie zaczęliśmy spotykać zawodników z pozostałych kategorii. Na początku pkt. 3 dalej 4, tutaj najliczniejsze spotkanie z innymi drużynami.




Jeszcze Iza skorzystała z okazji podczas pojenia psiaków i pozowała z Piorunem wśród kwiatów runa leśnego.

Czas grubo ponad 4 godziny, ale to nic...kierując się w stronę torów kolejowych, do punktu nr 7, obmyślamy jak najsprawniej zebrać kolejne punkty, bo szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się tak dokładnie odwzorowanej mapy topograficznej. Mały pit-stop, a tutaj ze zdziwioną miną nadbiega Zbyszek z Ozim. Przywitaliśmy go gromkim sto lat, razem znaleźliśmy punkt nr 7, krótka pogawędka i mając zapas w postaci 90 min przed nami, zniknął w kolejnej przycince leśnej. My natomiast poszliśmy w inną stronę, ale i tak spotkaliśmy się niedługo na trasie jeszcze raz. Zbliżała się godzina 20:00, a my maszerowaliśmy w stronę Kościerzyny, aby po drodze zdobyć kolejne punkty. Powoli zapadał zmierzch i jak się okazało na drodze do punktu nr 9 ponownie spotykamy lidera w porywczym biegu, niczym Usain Bolt bijący rekord świata. 

Nawrotka do skrzyżowania i wartkim krokiem zmierzamy do punktu nr 8, podbity, OSTATNI! Wbiegnięcie pod kilkunastometrowe wzniesienie i idziemy w lewo, ale czujna Iza, zawróciła nas i dopiero kolejną przycinką wychodzimy na jedną z głównych tras przeznaczonych dla coraz bardziej popularnego nordic walkingu, która wiedzie do Kościerzyny. Robi się coraz ciemniej, niestety nie udało nam się zejść poniżej 5 godzin i mijając pod lasem szpital i aquapark wychodzimy na ulice osiedli Kościerzyny. To już końcówka. Maszerujemy ul. Skłodowskiej-Curie w stronę centrum, dobrze oświetlone ulice ukazują nam po drodze mini fontannę, psy wniebowzięte. Dwa ronda na naszej drodze i wbiegamy na stadion, na którym znajdowała się META.  


Teoretycznie całe podium nasze ! :) 


Nasz dystans to 28 km, a czas 5 godzin i 28 min.  
Ponadto, reprezentanci Sfory Suchanino - Andrzej i Tymon z Nirą, wystąpili na trasie RODZINNEJ, na której zajęli 5 miejsce z czasem 2 godziny i 5 min.  
Mamy nadzieję, że w następnych zawodach wystąpimy w jeszcze większym składzie i na trasie będzie więcej czerwonych koszulek. 
Wielkie podziękowania dla organizatorów! Fantastycznie bawiliśmy się na trasie. Lokalizacja wybrana idealnie, kaszubskie tereny to jest to! Warunki atmosferyczne mieliśmy wyśmienite. Czekamy z niecierpliwością na kolejne zmagania w Pomorskim Pucharze Dogtrekkingu.  





Linki do innych relacji: