Dzięki Agacie, dzisiaj na stronie www.akademiabiegania.pl pojawiła się informacja o zawodach Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu w Sulmienie, 8 marca. Wyjątkowa edycja zawodów, starujemy z Fundacji Pies Szuka Domu, można więc wyprowadzić psa na zawody. Wolontariusze z psami z fundacji i z “ciapkowa” nie płacą za start. ZAPRASZAMY
informacja na stronie www.akademiabiegania.pl
wtorek, 18 lutego 2014
poniedziałek, 17 lutego 2014
WYNIKI Z ZAWODÓW PPD W GDYNI
Są już wyniki zawodów Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu z 8 lutego. Szybko licząc mamy 53 pkt. i drużynowo chyba poszło nam najlepiej. GRATULACJE DLA WSZYSTKICH.
WYNIKI - LINK
WYNIKI - LINK
ZAKAPIORY Z SOBIESZEWA
Dla chętnych relacja ze "truchtowego" spaceru w Sobieszewie. Zakapiory z Sobieszewa, ostra sprawa, nie pogadasz ;)
pawelmarcinko.tumblr.com
pawelmarcinko.tumblr.com
sobota, 15 lutego 2014
RELACJA Z LONGA - GDYNIA 2014 - RELACJA MARKA
Zeszłej soboty po raz pierwszy w
tym roku mieliśmy okazję chwycić za kompasy i wraz z naszymi czworonogami
wyruszyć na leśne ścieżki. Innymi słowy rozpocząć kolejny sezon Pomorskiego
Pucharu Dogtrekking’u! Okazja była szczególna, gdyż obok samego rozpoczęcia
sezonu, miasto Gdynia hucznie obchodziło swoje urodziny.
Pogoda poprzedzająca zawody nie
napawała nas optymizmem. Sroga zima która tak błyskawicznie jak się pojawiła,
postanowiła również nas opuścić. Każdy Sforowicz wyruszający na leśne ścieżki,
wracał
z złowróżbnymi wizjami albo to błotnistych, albo niemiłosiernie oblodzonych ciężkich do pokonania tras nadchodzących zawodów. Innymi słowy, spektrum naszych przygotowań znacznie się poszerzyło.
z złowróżbnymi wizjami albo to błotnistych, albo niemiłosiernie oblodzonych ciężkich do pokonania tras nadchodzących zawodów. Innymi słowy, spektrum naszych przygotowań znacznie się poszerzyło.
Logistycznie natomiast nie było
tak źle, z racji bardzo korzystnego dla nas położenia zawodów, już około 8:30
„Huskobus” był w drodze, przygotowani na każdą ewentualność oraz z bardzo
optymistycznym nastrojem.
Na „Polance Redłowskiej”
pojawiliśmy się ze stosownym wyprzedzeniem, bez zbędnego pośpiechu załatwiliśmy
sprawy organizacyjne i przystąpiliśmy do przygotowań, w których to trakcie Cahir odkrył w sobie wewnętrzną wiewiórkę
fot. Zbigniew Skupiński / PanHusky.pl
, a cała czwórka, w
postaci Lupusa, Pioruna, Rudego i wiewiórczego Cahira odegrała za darmo swój
repertuar (nagrania niestety brak…). Widok oblodzonej „Polanki
Redłowskiej” potęgował tylko nasze wcześniejsze obawy dotyczące trasy,
przezorny Paweł zabrał nawet mocowane do butów kolce. Kwestią dyskusyjną było
jak ubrać się, ja osobiście postawiłem komplet odzieży termoaktywnej w
towarzystwie lekkich rzeczy przyjaznych do biegu.
Ze względu na ciągle
przybywających „spóźnialskich”, planowany na godzinę 10:00 start nieco się
opóźniał. W miarę możliwości cały ten czas wykorzystaliśmy na dokładne
przeanalizowanie
i zaplanowanie trasy. Aczkolwiek nadmierne opóźnienie nie było nam na rękę, także korzystając
z możliwości wcześniejszego startu, na trasę wyruszyliśmy już o godzinie 10:16.
i zaplanowanie trasy. Aczkolwiek nadmierne opóźnienie nie było nam na rękę, także korzystając
z możliwości wcześniejszego startu, na trasę wyruszyliśmy już o godzinie 10:16.
Warto nadmienić kilka słów o
samej trasie, chociaż był to dopiero mój drugi oficjalny start
w zawodach dogtrekkingowych, zeszły sezon w miarę możliwości aktywnie towarzyszyłem Sforze, startując chociażby w takich miejscach jak Zbychowo, czy to w Lębork. Jednak z całą pewnością mogę stwierdził iż Redłowska trasa należała do najlepszych na jakich miałem okazję uczestniczyć i nie chodzi tutaj tylko o sam walor biegowy, ale również w pewnym sensie „turystyczny”, wzbogacający idee samego dogtrekkingu, jako aktywny sposób wypoczynku, walkę z własnymi słabościami i przede wszystkim w zapewnienie ruchu naszemu kochanemu czworonogowi w jeszcze jeden element, możliwość zwiedzenia fajnych miejsc i zobaczenia fajnych widoków, których na co dzień nie widać, albo które w pędzie każdego dnia można łatwo przegapić.
w zawodach dogtrekkingowych, zeszły sezon w miarę możliwości aktywnie towarzyszyłem Sforze, startując chociażby w takich miejscach jak Zbychowo, czy to w Lębork. Jednak z całą pewnością mogę stwierdził iż Redłowska trasa należała do najlepszych na jakich miałem okazję uczestniczyć i nie chodzi tutaj tylko o sam walor biegowy, ale również w pewnym sensie „turystyczny”, wzbogacający idee samego dogtrekkingu, jako aktywny sposób wypoczynku, walkę z własnymi słabościami i przede wszystkim w zapewnienie ruchu naszemu kochanemu czworonogowi w jeszcze jeden element, możliwość zwiedzenia fajnych miejsc i zobaczenia fajnych widoków, których na co dzień nie widać, albo które w pędzie każdego dnia można łatwo przegapić.
Pierwszy odcinek naszej trasy,
wiódł przez plażę, aż do pierwszego punktu oznaczonego na mapie jako „Zepchnięty
Schron”.
pierwszy lampion !!!
Ku naszemu zaskoczeniu, wbrew początkowym obawom, towarzyszyła nam
wspaniała słoneczna pogoda w której aż czuć było wiosnę. Teren który musieliśmy
pokonać był jednak bardzo zdradliwy, przekonał się o tym najbardziej Jacek
który że tak powiem… Wywinął Orła – pierwszego, ale nie ostatniego w naszej
drużynie na tych zawodach!
I tak sukcesywnie trzymając się
wybrzeża, stabilnym biegiem zaliczyliśmy punkt drugi „Molo”, następnie punkt
piąty „Przełamanie Terenu”, punkt szósty „Rów” oraz punkt siódmy, na którym
nieco zwolniliśmy dając naszym psiakom napić się wody i chwilę odpocząć. Na tym
etapie naszego biegu towarzyszyła nam już masa innych zawodników, mijając
znajome twarze wymienialiśmy kilka słów. Niedługo później, koło „Pomnika”,
stanowiącego jednocześnie punkt czwarty spotkaliśmy zespół naszych Sforowiczów
biegnących w kategorii fitness rodzinnej, mianowicie Andrzeja i Tymona. Tata
uskarżał się na kondycję dzieci, mając na myśli nie braki w kondycji, ale wręcz
przeciwnie, doskonałą formę. Cóż, w wypadku naszych sforowiczów, można
stwierdzić, że wspólnie zapracowali na to w poprzednim sezonie! Czas nie
pozwalał nam na wiele więcej, jak wymiana kilku zdań, dlatego też bezzwłocznie
udaliśmy się na punkt ósmy, odrywając się jednocześnie na dłuższą chwilę od
wybrzeża.
Następna część naszej trasy była
nam już dobrze znana, pamiętaliśmy zeszłoroczne zawody
w Kolibkach, dlatego też bezzwłocznie przeskoczyliśmy na drugą stronę ulicy (rzecz jasna przepisowo!) i w towarzystwie napotkanego na drodze Łukasza udaliśmy się w poszukiwaniu kolejnych punktów.
w Kolibkach, dlatego też bezzwłocznie przeskoczyliśmy na drugą stronę ulicy (rzecz jasna przepisowo!) i w towarzystwie napotkanego na drodze Łukasza udaliśmy się w poszukiwaniu kolejnych punktów.
Utrzymując solidne tempo
skierowaliśmy się w kierunku punktu trzynastego, zlokalizowanego jakieś 1,2 km
od Gdyńskiego Advanture Parku. Charakter naszej trasy widocznie się zmienił,
ustawienie punktów wymuszało na nas niekiedy zejście ze ścieżek, przemarsz
przez dość trudny teren, starając się przy tym wszystkim przejść w jakiś sposób
w miarę suchą stopą. Sto metrów dalej trafiliśmy do Brodwina, skąd udaliśmy się
do oddalonego w linii prostej o kilometr punktu czternastego. Trasę
pokonywaliśmy raczej marszem, regenerując nieco swoje siły, aż do „Spadzistej
Góry”, skąd skierowaliśmy się na punkt dwudziesty po przez „Przylesie”.
Po trzystumetrowym truchcie, poczyniliśmy odpowiednią korektę nawigacyjną i pozwoliliśmy sobie na mały postój. Paradoksalnie, to nie punkt trzynasty, a
właśnie punkt dwudziesty stał się naszą „pechową trzynastką”. Dłuższą chwilę
zajęła nam próba jego zlokalizowania, a każda próba odgadnięcia jego położenia
kończyła się niepowodzeniem. A wystarczyło wejść wyżej. Gdy zrezygnowani postanowiliśmy wyruszyć w drogę w
kierunku oddalonego na południowy – zachód punktu dziewiętnastego doszło do
nieprzyjemnego incydentu.
Mianowicie pies w typie pitbulla (mam nadzieje że
właściwie opisałem tą rasę), starszej pary spacerującej sobie po lesie, w
trakcie gdy koordynowałem swoje położenie względem mapy, wybiegł z ich
samochodu i jako swój cel obrał Cahira. Na szczęście cały incydent skończył się
szczęśliwie i żadnemu z czworonogów nie stała się krzywda, a po wysłuchaniu
zapewnieniach iż „Nasz piesek jest łagodny” i przymierza się do nagrody
„Najłagodniejszego pieska roku” (oczywiście moja ironia), wyruszyliśmy w dalszą
drogę ku zamierzonemu punktowi.
Całe komplikacje nieszczęsnego
punktu dwudziestego odbił się znacząco na naszym czasie, dodatkowo napotkany na
skrzyżowaniu „Wielka Gwiazda” Marek Pykałów w towarzystwie Szofera,
poinformował nas iż udało mu się znaleźć punkt poprzedni. Zmuszeni do powrotu,
wyminięci przez naszą konkurencję, wiedzieliśmy że nasze dalsze uczestnictwo
będzie wymagało od nas nieco więcej nakładów siłowych. Dwudziestka znaleziona, Uff.
Bez wyraźnych problemów
nawigacyjnych dość wygodną ścieżką wyruszyliśmy na punkt siedemnasty, skąd korzystając
z asfaltówki, aby po przez Gołębiewo dostać się na punkt szesnasty. Zmęczenie
dawało się nam już we znaki, stąd leśną ścieżką przemieściliśmy się, aż na punkt
piętnasty, a następnie wspomagając się lekkim truchtem, na punkt jedenasty.
Stara Strażnica, na której
znajdowała się jedenastka, strzegła owego punktu dzielnie i nie pozwalała nam
go łatwo znaleźć:) Na trasie spotkaliśmy Marka, który
już od jakiegoś czasu starał się odnaleźć punkt. Aby najskuteczniej odszukać, postanowiliśmy się rozdzielić i dokładnie przeszukać okolicę. Okazało się, że szukaliśmy pkt za wcześnie. Ostatecznie punkt był, lecz nie było
flamastra, zaznaczyliśmy naszą obecność i wyruszyliśmy na punkt dwunasty.
Przeprawa nieźle dawała się w kość nam jak i czworonogom, ale podczas podejścia na „dwunastkę” Cahir goniąc prowadzącego Pawła
i Lupusa, okazał się nieocenioną pomocą. Przez pomyłkę, a w moim wypadku przez
nieskoordynowanie swojego położenia na mapie zeszliśmy po nie tej stronie
wzgórza której trzeba, co zmuszało nas do powtórnego podejścia na szczyt w
kierunku północno – wschodnim a następnie trasie na przełaj do najbliższej
ścieżki, prowadzącym na punkt dziesiąty. Paweł: Biję się w piersi to moja wina miałem złożoną mapę i początkowo mieliśmy inny wariant trasy zaznaczony i z 12, chciałem lecieć na 13, którą już mieliśmy :)
Droga prowadząca do Skraju
Strzelnicy choć nie bardzo skomplikowana dała nam się solidnie we znaki ze
względu na roztapiający się lód i kałuże. Choć było już ciężko, nieustannie
deptaliśmy po piętach Markowi i Szoferowi i w końcu zabraliśmy go ze sobą. Podejście na dziewiątkę było dość
problematyczne, ale daliśmy radę i po krótkich
poszukiwaniach odnaleźliśmy ustawiony koło starego schronu punkt.
Mając już zalewie jeden punkt
przed sobą, trójkę, którą postanowiliśmy zostawić sobie na koniec, nałożyliśmy
solidne tempo po solidnej asfaltowej drodze. Koło centrum handlowego Klif,
szczęśliwie mając zielone światło, przeskoczyliśmy na drugą stronę jezdni,
gdzie truchtem przemieszczaliśmy się w stronę ostatniego dla nas punktu
trzeciego.
Pozostałą drogę już na skraju
sił, przebiegliśmy wspólnie aż do orłowskiego mola, gdzie zmobilizowany przez
drużynę oddaliłem się od zespołu i na ostatkach sił wyruszyłem na metę. Ostatni
dwu i pół kilometrowy odcinek ostro dał mi się we znaki, zresztą nie tylko mi,
gdyż Cahir, który zawsze ochoczo prowadzi nasz bieg, tym razem trzymał się
blisko przy nodze. Chociaż nogi odmawiały posłuszeństwa i na domiar złego
złapał mnie w udzie skurcz, wraz z Cahirem pokonaliśmy ostatnie stopnie schodów
dzielące nas od Polanki Redłowskiej, gdzie jak się okazało, trafiłem na metę
pierwszy, osiągając swoje pierwsze zwycięstwo w Dogtrekkingu. Niedługo potem,
na mecie pojawiła się reszta Sfory, gdzie po około sześciogodzinnym marszobiegu
uraczyliśmy się przepysznym barszczem oraz „cygarem zwycięstwa” w postaci Twix’a. Po pewnym czasie na mecie pojawił się Marek Pykałów z
towarzyszącym mu Szofrerem, niestety nie pojawiła się Patrycja Tarnowska, która
to pokonała trasę w fenomenalnym czasie 4 godzin i 46 minut.
Do zobaczenia 8 marca w Sulminie
środa, 12 lutego 2014
DOBRY UCZYNEK NA TRENINGU AKADEMII BIEGANIA
Po pewnej przerwie wróciliśmy na trening Akademii Biegania i to w silnej obsadzie: Iza, Gosia, Waldek, Jacek i Paweł oraz nasze psiaki Piorun, Rudy, Orient i Lupus. Wstępne założenie zakładało bieg w stronę Brzeźna, ale ostatecznie wystartowaliśmy w stronę Sopotu, na szczęście. W tą stronę lepiej się biegnie ;)
Ola zafundowała nam w Sopocie trening siłowy, więc my w ramach dobrego uczynku razem z psami wyprostowaliśmy w parku kilka drzew i latarni.
I jeszcze nasza trasa.
wtorek, 11 lutego 2014
WIECZORNY PATROL
Zamiast wieczornego spaceru na wybieg, który zamienił się w pole do błotnej bitwy Sfora umówiła się na biegowy spacerek. Na miejscu zbiórki koło stawku na Cygańskiej Górze stawili się Waldek z Orientem, Paweł z Lupusem , następnie dobiegła Iza zaprzęgnięta w Pioruna i Rudego i Marek z Cahirem.
Początkowo planowaliśmy trasę około 4-5 km, ale okazało się, że jest to za krótki dystans dla tak zaprawionych w bieganiu, zawodników jak my i nasze psiaki ;), i wyszła trasa 8,5 km
Po drodze wzbudzaliśmy ogromne zainteresowanie, przechodniów, ale czemu się dziwić, urodziwa biegaczka, przystojniaki w rajtkach i wspaniałe psy w dostojnym biegu z jęzorami przy ziemi :)
Początkowo planowaliśmy trasę około 4-5 km, ale okazało się, że jest to za krótki dystans dla tak zaprawionych w bieganiu, zawodników jak my i nasze psiaki ;), i wyszła trasa 8,5 km
Po drodze wzbudzaliśmy ogromne zainteresowanie, przechodniów, ale czemu się dziwić, urodziwa biegaczka, przystojniaki w rajtkach i wspaniałe psy w dostojnym biegu z jęzorami przy ziemi :)
niedziela, 9 lutego 2014
UDANY POCZĄTEK SEZONU
W sobotę 8 lutego 2014 roku wystartował kolejny sezon Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu. Pierwsze zawody odbyły się w Gdyni, a start mieliśmy w urokliwym miejscu, na Polance Redłowskiej, za co wielkie dzięki Oldze. Trasy układał Zbigniew Skupiński, znany wszystkim jako Pan Husky.
Niedługo pojawi się relacja z zawodów, a teraz szybkie podsumowanie.
Wystartowało 6 drużyn:
Fitness rodzinna:
Andrzej z Tymonem - Nira - 1 MIEJSCE
Dominika z Waldkiem i dzieciakami - Orient - 4 MIEJSCE
LONG:
Iza - Piorun - 2 MIEJSCE
Marek - Cahir - 1 MIEJSCE - udany debiut - GRATULACJE !!!
Jacek - Rudy i Paweł - Lupus - 2 MIEJSCE
sobota, 8 lutego 2014
SPRINTERSKI "FITNESS RODZINNY" W GDYNI
Nowy sezon zawodów dogtrekkingowych Pomorskiego Pucharu został zainaugurowany w Gdyni w drugą sobotę lutego. Z Tymonem i Nirą wystartowaliśmy w kategorii rodzinnej i warto zaznaczyć kategorii, w której zaszły od ubiegłego roku znaczące zmiany. Definicja rodziny została ograniczona do drużyn, w których przynajmniej jeden członek ma mniej niż szesnaście lat. W zeszłym roku, wprawdzie udawało się nam stanąć na “pudle”, to siłą rzeczy konkurowanie dorosłych z dziećmi było rozwiązaniem dalekim od ideału i zmiana zasad została przyjęta przez wszystkich bardzo pozytywnie. Jak się jednak mieliśmy przekonać już na pierwszych zawodach, pomimo czysto “dziecięcej” konkurencji walka była bardzo zaciekła a zwycięstwo przyszło ze sporym trudem.
Ze względu na zapowiadane początkowo warunki na dzień startu (około trzech stopni na plusie, wiatr i zachmurzenie) początkowo nie zakładałem w ogóle, że trasę pokonamy biegiem i nastawiałem się raczej na marsz. Z tego też powodu przyszykowałem wysokie buty (spodziewając się przemarszu przez topniejący śnieg), oraz odpowiednią ilość warstw ubrań. Jak to często bywa z założeniami, tak i powyższe bardzo szybko zostały zweryfikowane przez życie. Po pierwsze Tymon na miejscu oznajmił, że musimy szybko biec jako, że umówił się z kolegą i jak najszybciej powinien wrócić do domu. Po drugie pogoda okazała się dużo bardziej łaskawa i już po 15 minutach biegu w pełnym słońcu plecak pękał w szwach od naszych kurtek i polarów.
Teren zawodów był dość niefortunny, miejsce startu, tak zwana Polanka Redłowska, wciśnięte między gęste zabudowania a teren rezerwatu, co wymusiło przebieg dziesięciokilometrowej trasy w dwóch trzecich po plaży a w pozostałej części chodnikiem oddalonym dosłownie o trzy metry od głównej trójmiejskiej arterii. Jedynie zawodnicy startujący na dłuższych dystansach mieli szansę pokonać tereny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i na jakąkolwiek nawigację. Jako, że kompas w tych okolicznościach był zbędny a umiejscowienie punktów było dość oczywiste, jasnym stało się, że kluczowa będzie tutaj szybkość pokonania trasy.
Na pierwszym, niespełna trzykilometrowym odcinku biegnącym plażą, szybko zaliczyliśmy pierwszy punkt (a ja przy okazji zaliczyłem dwie wywrotki na lodzie) aby dotrzeć do molo w Orłowie, na końcu którego znajdował się drugi punkt. Od tego miejsca do pokonania była pięciokilometrowa pętla prowadząca przez Kolibki, wzdłuż Aleji Zwycięstwa i później na powrót plażą, do molo w Orłowie. Przy czwartym punkcie w okolicach pomnika upamiętniającego Drugi Pułk Strzelców z okresu wojny, spotkaliśmy pozostałych reprezentantów Sfory, walczących na trasie “long”. Po szybkim przywitaniu i spisaniu punktu pobiegliśmy dalej, aby za kolejne kilkaset metrów zawrócić w kierunku plaży i pozbierać pozostałe punkty biegnąc już ku mecie. Dochodząc do punktu siódmego, w okolicach ujścia Sweliny, minęliśmy naszych współzawodników z kategorii rodzinnej, którzy pętlę pokonywali w odwrotnym kierunku niż my. Był to półmetek trasy i ewidentnie zdąrzyli nadrobić naszą początkową przewagę, która w okolicach molo wynosiła co najmniej siedemset metrów. Oznaczało to, że nie tylko musimy utrzymać tempo, ale wręcz przyspieszyć, aby nie znaleźć się poza podium. Pozostałe dwa punkty bez trudu namierzyliśmy, spisaliśmy na kartę i pozostał nam powrót i walka z piaskiem, kamieniami i różnej konsystencji połaciami topniejącego śniegu i lodu. Na ostatnim, dwukilometrowym odcinku pomiędzy skarpą w Orłowie a metą, pojawił się w oddali za nami jeden z chłopców z konkurencyjnej drużyny. Jak się później okazało, mama tego młodego zawodnika, wraz z psem, pozostała w tyle, a on sam postanowił ścigać nas i zawalczyć o pierwszą pozycję. Walka na ostatnim kilometrowym odcinku była bardzo zaciekła i widać było, że Tymon, pomimo bólu kostki i rosnącego zmęczenia, też nie zamierza dać za wygraną. Dobiegliśmy zaledwie kilka sekund szybciej do schodów prowadzących na Polankę Redłowską, a więc dosłownie sto metrów od mety! Nasz współzawodnik tytanicznym wysiłkiem wyprzedził nas na tychże schodach, aby znów się spotkać w punkcie mety przy zdawaniu kart. Tutaj z pewnością przeżył ogromny zawód dowiadując się, że do zaliczenia wyniku cała drużyna musi stanąc na mecie i będzie musiał poczekać zarówno na swojego czworonoga jak i na mamę. Ostatecznie skończył na drugiej pozycji ex aequo z dwoma kolejnymi drużynami, chociaż w pełni zasłużył na uznanie za wspaniały finisz. Tutaj warto zaznaczyć, że praktycznie wszystkie pięć drużyn z kategorii rodzinnej, które stanęły na podium trasę pokonały bardzo szybko, sprawnie pokonując sporą część dorosłych zawodników. Różnice w czasach były niewielkie i dużym zaskoczeniem jest dla mnie to jak ostre tempo narzuciły sobie rodzinne drużyny.
Po wręczeniu nagród i pamiątkowym zdjęciu, zadowoleni z udanego początku sezonu udaliśmy się w kierunku Gdańska bogatsi o kupon do psiego fryzjera. Mam nadzieję, że na kolejnych zawodach Nira nie tylko dzielnie będzie przebierać łapami, ale zrobi też wrażenie wystrzałową fryzurą!
tekst.Andrzej Wójcicki
zdjęcia Zbigniew Skupiński / PanHusky.pl
piątek, 7 lutego 2014
START SEZONU 2014
Jutro rozpoczyna się kolejny sezon Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu, zaliczany do Polskiej Ligi Dogtrekkingu.
Tym razem startujemy w Gdyni o godz. 10:00 z Polanki Redłowskiej.
Więcej informacji na stronie : http://www.pomorskidogtrekking.pl/
Subskrybuj:
Posty (Atom)