środa, 14 maja 2014
wtorek, 13 maja 2014
DOGTREKKING REDA
Po dwutygodniowej przerwie tym razem spotkaliśmy się w Parku Miejskim w Redzie. Wystartowaliśmy w tym samym składzie, jak ostatnio - Andrzej z Tymonem kat. rodzinna oraz Gosia, Paweł, Jacek kat. LONG. Obawialiśmy się jedynie ulewy, którą zapowiadała prognoza pogody. Kilka dni wcześniej wspólnie z organizatorami ustaliliśmy, że cała grupa zawodników LONG wystartuje o godzinę wcześnie, czyli o 12, tak też zrobiliśmy.
Chwilę po 11 byliśmy na miejscu. Był już Piotr Jóźwiak, niedługo potem przyjechał także Andrzej z Tymonem. Zjawiła się też reszta longowców na wcześniejszy start. Szybka odprawa, kilka słów zamienionych ze Zbyszkiem i lecimy!!
Jeszcze przez chwilę szliśmy całą grupą, ale kiedy doszliśmy do ulicy. Piotr wybrał <jak zwykle ;))> odwrotny do naszego wariant trasy, więc zaczął od punktu 7, my natomiast udaliśmy się biegiem do 1, a tu <zonk!> punktu nie ma. Jacek uważał, że punkt leży dalej od miejsca, gdzie rzeka Reda już meandruje, a Paweł przeciwnie. Spędziliśmy na szukaniu jej ok 20 min, całe szczęście Paweł w porę i przypadkiem zauważył lampion leżący pod krzakiem.
Jeszcze przez chwilę szliśmy całą grupą, ale kiedy doszliśmy do ulicy. Piotr wybrał <jak zwykle ;))> odwrotny do naszego wariant trasy, więc zaczął od punktu 7, my natomiast udaliśmy się biegiem do 1, a tu <zonk!> punktu nie ma. Jacek uważał, że punkt leży dalej od miejsca, gdzie rzeka Reda już meandruje, a Paweł przeciwnie. Spędziliśmy na szukaniu jej ok 20 min, całe szczęście Paweł w porę i przypadkiem zauważył lampion leżący pod krzakiem.
Dalej biegnąc na zachód przez zabudowania szybko znaleźliśmy pkt 2, który znajdował się na krzyżówce ścieżek. W tak zwanym międzyczasie zadzwoniły do nas dziewczyny z Running Dogs, które nadal szukały pkt. 1. Następnie podążając na północ weszliśmy na wzniesienie, gdzie ujrzeliśmy pkt 3 - mamy go. Idąc ścieżką na pkt 8 nie mogliśmy go znaleźć. Jesteśmy we właściwym miejscu, ale pkt. nie ma. No przecież Zbyszek się ni mógł pomylić. Może jednak my jesteśmy nie tam gdzie trzeba. Cofnęliśmy się i każdy wszedł na wzniesienie po prawej stronie...jak się okazało pkt 8 ponownie niefortunnie leżał w dołku przy ścieżce, czyli tam gdzie byliśmy na początku. Tutaj dopadają nas pierwsi midowcy. 40 min. w plecy na szukanie pkt. SUPER !!!
Trochę wkurzeni, kierujemy się dalej na pkt 9 i 15. Nadrobimy czas później. Pkt 15 typowo zakamuflowany w stylu Pana Husky. Niby na ścieżce, a jednak nie - na warstwicy. Jednak poradziliśmy sobie z jego znalezieniem. Cofając się do 9 spotkaliśmy Anię Tylikowską z trasy mid i razem szliśmy do pkt 10 i 11. W między czasie miałam kryzys z powodu mojego kolana, które nie było w pełni sprawne po ostatnim dogtrekkingu i nie pozwalało mi biec. Wspólnie doszliśmy do 11.
Tu także spotkaliśmy grupę MIDowców (w tym Kasię z pociągowym beaglem, której dziękujemy, że na nas poczekała na mecie ;)), którzy pobiegli dookoła rowu, lub przeskakiwali go, a my chcąc skrócić sobie drogę spróbowaliśmy przez krzaki. No i niestety krzaczory były zbyt gęste i też musieliśmy obejść zbiornik. Rozstaliśmy się z MIDowcami i pobiegliśmy na pkt 19. Ścieżka wyśmienita, prosta, akurat do potruchtania. Tutaj spotykamy Piotra Jóźwiaka.
Dalej na północ marszo - biegiem podążamy na pkt 16. Tutaj też o mały włos byśmy minęli punkt. Był on na lewo od ścieżki, dosłownie metr od nas, a my już chcieliśmy biec, ale Pawła sokoli wzrok ;) po raz kolejny nie zawiódł, jako jedyny się odwrócił i "o jest punkt!". Mielibyśmy potem bonusowe km i szukanko ;) Szybka nawrotka do głównej drogi, i aż do 18 mieliśmy porządną, biegową drogę, nawet kolano mi już tak nie doskwierało, więc mogliśmy wspólnie dotruchtać do punktu 18. Pieski oczywiście wszędzie gdzie mogły tam zażywały kąpieli w czystych strumykach, a czasem w błocie, bo w końcu "brudny i zmęczony pies to szczęśliwy pies". Pkt 18 również zdobyty, bez większych problemów. Tutaj spotykamy się ze spacerowiczami longa z Running Dogs, było ich więcej niż M&M, bo w sile A&A&A, czyli Anka, Aneta i Agnieszka. Wracamy na szlak i znów super, biegowa trasa na pkt 17. Tutaj krótki odpoczynek, mały posiłek i w drogę do mety.
Moje kolano w magiczny sposób, jak gdyby nigdy nic pozwoliło mi biec. Nawet troszkę się pościgaliśmy z naszymi "jorczkami" ;)) Mogę powiedzieć, że Lupus ma niewiarygodne przyspieszenie jak na malamuta ;P W biegowej harmonii minęła nam trasa do 17, a potem do 13. Dalej Sfora wdrapała się kamienistą drogą na pkt 12. Jacek już z daleka wypatrzył punkt, więc dużo szukania nie było. Prostą ścieżką do pkt 4 i nawrót biegiem do zejścia na pkt 14 pokonaliśmy w kilkanaście minut. Chwilę później mieliśmy kolejne spotkanie z long'ową drużyną Running Dogs. Razem znaleźliśmy punkt 14. No i zejście do głównej drogi. Dobrze, że była ścieżka i nie trzeba było biec asfaltem, mogliśmy bezpiecznie dotrzeć do pkt 5. Zaliczyliśmy tam "małą ściankę wspinaczkową", ale punkt zdobyty. Cyk, cyk, cyk.. Jacek sprawdza czas - czy wyrobimy się w 6h 30min? Lecimy zostały dwa punkty, najpierw pkt 6. Poszliśmy w prawo zamiast w lewo i krążyliśmy może 10 min, ale widok ze szczytu był przepiękny. Nadrobiliśmy szybkim zejściem po stromej ścianie, a raczej zjazdem w dół po piachu. Kolej na pkt 7. Trzy zakręty i pkt 7 też zdobyty. No to do mety.
Finiszowaliśmy razem z grupą MIDowców.
Jeszcze czekało na nas pyszne ciacho. Wymiana spostrzeżeń ze Zbyszkiem i Piotrem, który był chwilę przed nami.
Formalności zapisane to teraz dekoracja: long mężczyzn: Piotr Jóźwiak - pierwszy, Paweł - drugi, Jacek - trzeci, a na longu kobiet pierwsze miejsce zajęła Gosia.
A w kategorii rodzinnej Sfora w składzie Andrzej i Tymon z Nirą zajęli drugie miejsce.
GRATULACJE!!
czwartek, 8 maja 2014
JESTEM ZA
Jakiś czas temu taki oto obrazek zastałem na stacji paliw LOTOS, na obwodnicy Trójmiasta w Osowie - kierunek Gdynia.
Nie spotkałem się wcześniej, dlatego BRAWA !!! Jestem za.
Nie spotkałem się wcześniej, dlatego BRAWA !!! Jestem za.
poniedziałek, 5 maja 2014
RADOGOSZCZ 27.04.2014
Kolejna edycja pomorsko-kujawskiej pucharu odbyła się w Radogoszczu, miejscowość położona 15 km od Skórcza. Baza zlokalizowana w osadzie indiańskiej - link tutaj - okazała się strzałem w 10, ponieważ, miejsce bardzo malownicze i atrakcji co nie miara nie tylko dla dzieci, ale i dla dorosłych.
W tych zawodach Sfora wystartowała w składzie: W kat. rodzinnej Andrzej z Tymonem, a na longu debiutująca w tej kategorii Gosia oraz Jacek i Paweł.
Zapowiadało się wesoło ponieważ na miejsce wpadliśmy 20 min przed startem. Szybka rejestracja i opracowanie trasy i gotowe. Startujemy. Z nieliczną grupą udaliśmy się w kierunku pkt. 1, większość zawodników wybrała wariant od pkt. 7. Na pkt. zameldowaliśmy się bardzo szybko i sprawnie. Przedzierając się przez mokradełka znalazłem poroże, które przejął Tymon i tym samym miał najcenniejsze trofeum z tych zawodów.
Dalej był pkt. 2. Po drodze rozstaliśmy się z Andrzejem i Tymonem, którzy musieli uskutecznić przepakowanie, ponieważ jak się okazało nie na trasie nie było tak zimo jak na starcie. Kolejny pkt. również zdobyty bez problemu, tutaj pożegnaliśmy uczestników trasy fitness i dalej już samotnie.
Kolej na pkt 8. Tutaj napotkaliśmy drobne problemy, na pkt. nachodziliśmy z dwóch stron. Za pierwszym razem zabrakło jakiś 20-30 m, straciliśmy więc na nim ok. 10 min. Ale ostatecznie zdobyty. Zagadani przebiegliśmy skręt na pkt. 9. Tak to jest, jak nikt nie pilnuje mapy :) Ale szybki powrót i pkt. był nasz.
Po 9 zaczął się LONG i kilku km przebieżka do pkt. 17, a tutaj wodno-błotny raj dla psów.
Rudy po kąpieli zaliczył lifting i był już cross country:)
Kolejny pkt. był zagadką ponieważ musieliśmy przeprawić się przez Wdę. Pozostali zawodnicy wybrali drogę bez moczenia nóg.
My musieliśmy zapewnić sobie odrobinę atrakcji i zastrzyk adrenaliny. Wbrew obawom Jacka nie było tak źle, przeprawa się znalazła, czyli znaleźliśmy powaloną sosnę. Chwilę to trwało, ale przedostaliśmy się na drugą stronę, psy się trochę zestresowały, jak z resztą i my. Ale będzie o czym wspominać :)
Po drugiej stronie czekał na nas pkt. 16. Zbyszek odpuścił nam pkt. 15, a szkoda, bo byliśmy po właściwej stronie rzeki, przed przeprawą do pkt. 16.
Przed nami 18, którą też zliczyliśmy bez większych problemów, a prowadziła do niej piękna "długa prosta" Następnie kolejna przebieżka tym razem do pkt. 19 Po drodze podziwiamy siłę natury, czyli miejsca przez które 2 lata temu przeszło tornado. Robiło wrażenie.
O jest i Piotr Jóźwiak, który zmierza w kierunku pkt. 18. Sprawnie zdobyta 19 i teraz zmiana planów. Zamiast 11 idziemy na pkt. 14. Tutaj niespodzianka miejsce gdzie powinien być pkt. wyglądało tak jakby przeszedł tędy huragan. Chwila, przecież przeszedł.
Połamane drzewa, słowem jedna wielka rozpier..... Pkt. zdobyty, po drobnej przerwie regeneracyjnej ruszamy dalej. Szubko zaliczamy 11, skacząc przez rowy zaliczyliśmy pkt. 10. i kolejno 3, 4 ( tutaj chwilę nam zeszło, z namierzeniem pkt.) dalej 5, 12, 13 6 i ostatnia 7. Tutaj się rozdzieliliśmy i Gosia z Jackiem przyśpieszyli.
Na mecie byłem kilka minut po nich.
W osadzie czekały na nas zakamuflowane kiełbaski :) A atrakcją było rzucanie tomahawkiem.
Na mecie spędziliśmy trochę czasu czekając na Anetę i Roberta, którzy zgubili właściwą ścieżkę. W końcu są. Rozpoczynamy dekorację.
Jako pierwsza, debiutantka, pierwsze miejsce na longu - Gosia.
I long mężczyzn - Pierwszy Piotr Jóźwiak, drugi Jacek, trzeci Paweł.
Andrzej z Tymonem w kategorii rodzinnej zajęli III miejsce
GRATULACJE !!! i do zobaczenia w REDZIE.
Subskrybuj:
Posty (Atom)