wtorek, 22 kwietnia 2014

W OSTATNICH MINUTACH I NA OSTATNICH NOGACH

W ostatnich minutach, a ja dosłownie w ostatniej minucie limitu czasowego i na ostatnich nogach dotarliśmy na metę Zbychowskiego dogtrekkingu. Na tym należałoby zakończyć relację, ale co tam;)

To były moje drugie zawody w Zbychowie, rok temu był to pierwszy LONG. Trasa z przygodami, zgubiona karta i godzinne szukanie jej na bagnie. Tym razem miało byś szybciej :)

Na miejsce z Gosią i Jackiem dotarliśmy wcześniej, założenie było takie, że wystartujemy nie o 12 tylko o 11, szybciej będziemy w domu. Odprawieni, trasa opracowana, startujemy. Po drodze, w "centrum" Zbychowa, spotykamy Zbyszka, który wracał z rozstawiania pkt., więc mieliśmy szybką odprawę co i jak na trasie.

Naszą przygodę na zbychowskim PPD rozpoczęliśmy od od etapu biegowego zabierając się na początek za pkt. z longa i mid'a. "Szło i biegło" całkiem nieźle i przy pkt. 10 byliśmy po ok. 3 h.
Po drodze dużo wody i ciekawe przeprawy :)



Tu też (pkt. 10) spotkaliśmy Piotra Jóźwiaka, który obrał inny wariant trasy zaczynając od pkt. fitness, trochę później, w drodze na pkt. 9  spotkaliśmy ekipę Running Dog's Team i zaczęli pojawiać się też mid'owcy. Sporo problemów zawodnikom przysporzył podobno pkt. 8, na szczęście znaleźliśmy go bez problemu. Potem tylko spacer na pkt. 11 - który stał w drodze donikąd, pkt. 6 i zaczął się fitness.
Był to dosłownie fitness, i nie pamiętam takiego na żadnych zawodach - KASZUBSKIE HIMALAJE. Jak to Andrzej nazwał "deser" w postaci pkt. 3 i 7 na koniec był zabójczy i chyba można go było porównać do zimowego wejścia na K2.  
Najważniejsze przeżyliśmy i na metę wpadliśmy: Jacek 2 min. przed limitem 8 h, ja minutę przed. 
JACEK WIELKIE DZIĘKI ZA OSTATNIE KM, BEZ CIEBIE NIE DAŁBYM RADY 

Na miejscu był już Piotr, który znokautował nas wybierając inny, jak się okazało właściwy wariant trasy. BRAWO !!!
Running Dogs też już na mecie, ale bez wszystkich pkt. mimo to dziewczyny i tak zdobyły pudło - za co WIELKI SZACUNEK !!!
fot. Zbigniew Skupiński
Na mecie czekał na nas pyszny żurek i jajeczka na twardo, więc mieliśmy śniadanie wielkanocne na kolację. OLGA WIELKIE DZIĘKI

Poleciało We are the champions i stanęliśmy na podium. Piotr, I miejsce, Jacek, II miejsce i ja III miejsce.

fot. Zbigniew Skupiński
Jak zwykle cała impreza przygotowana perfekcyjnie i może dlatego przyciągnęła tyle osób. W sumie było 98 drużyn na trasie. Jak na wielkanocną sobotę to bardzo, bardzo dużo. OLGA i ZBYSZEK stanęli na wysokości zadania. Słowo wysokość - jakoś źle mi się kojarzy :)  

Zbychowo przechodzi do historii, nadal będę to miejsce "miło" wspominał i zobaczymy co wydarzy się w 2015. 
          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz